i godnych obywateli prawa do praktyki to było drug|e 1 tak bolesne jak pierwsze uderzenie w adwokaturę. "TH W maju 1940 r. odbyła się obrażająca naszą godność n,
:ja, a wkrótce w Pałacu Blanka przyjęcie w poczet adajJflfl Ponieważ rozeszły sie noełoski. że w czasie nra/ipria OIH
nas jednolitość. Tak też się i stało w tej sprawie. Gdy przyjmg
Kw^,
pytał nas o zdanie w tej sprawie, mimo głębokich różnx w kw(
ska w Polsce”. Słowami: „Dziękuję panu” przerwał moje wywoty
Odchodząc, widziałem, że w leżącym przed nim spisie ad^ katów obok mego nazwiska postawił jakiś znaczek. Ten znaczek odegrał przy naszym aresztowaniu decydującą rolę, prawie wą scy bowiem aresztowani dali podobną do mojej odpowiedź.^
Odpowiedzialność nasza - to pierwszy zorganizowany oporu cywilnego w Polsce. Bo choć nie byliśmy sprzysiężeą przynależność nasza do Rady Adwokackiej wyżłobiła wnasswo iste piętno grupy zorganizowanej, działającej karnie, a wobec wroga Ojczyzny - solidarnie.
Było to trzecie jakże bolesne zbiorowe uderzenie w adwob turę stołeczną.
Nastąpiły długie dni więzienne.
Pobudkę zarządzano o godz. 6 rano. Ochlapanie się kubkiej wody, cichy chóralny śpiew, apel na baczność i liczenie
klucznika stanu obecnych, śniadanie. Po śniadaniu dziesięeiomi-nutowe wyjście do ustępu. O godz. 11 półgodzinny spacer na dziedzińcu więziennym - o 12 godz. obiad. O 18 kolacja, apel wieczorny i układanie się do snu.
Duża atrakcję stanowił spacer. Pominąwszy możliwość poruszania się, gdy dwójkami krążyliśmy po dziedzińcu krokiem żołnierskim pod nadzorem klucznika stojącego pośrodku, spacer był interesujący, gdyż wychodziła połowa więźniów VI oddziału i można było spotkać się z kolegami z innych cel i zaciągnąć języka. Wszystkie informacje i plotki wymieniano na spacerze. Wysokie kamienice, wyższe niż nasze mury więzienne, dawały możność widoku na życie poza murami. Gdzieś w oknie na trzecim czy czwartym piętrze wyglądały swych spacerujących mężów żony i dzieci. Częste próby rozmów na odległość czynione ukradkowo i na migi wzbudzały ogólne zainteresowanie. Padające poprzez mur więzienny paczki żywnościowe lub papierosy były atrakcją i wywoływały radość, jeśli strażnik więzienny Ich nie zauważył.
Tu też odbywała się giełda, gdzie można było nabyć lub pożyczyć tytoniu czy papierosów. Brak bowiem papierosów dawał się odczuwać dotkliwie. Cena ich była bardzo wysoka. Jeszcze kontaktu nie nawiązaliśmy z domem, wiele rodzin nie wiedziało, gdzie są osadzeni aresztowani. Straż więzienna składała się z Polaków patriotów. Pilnując porządku, patrzyli przez palce nawet na wykroczenia więźniów. Nawet nasz najgroźniejszy oddziałowy „Kozak", choć wobec Żydów zaczął stosować niemieckie kary „żabki”, dla nas nie był tak nieuprzejmy. Surowy rygorysla nie umiał stosować rygoru do adwokatów. Nie wiedział, jak Ich tytułować, a na „ty” nie śmiał się do nas zwracać.
Zresztą większość strażników więziennych odnosiła się do nas przychylnie, byli oni naszymi łącznikami (przynosili żywność I gazety), i wielu z nich ciężko za to odpokutowało.
Wyżywienie też było wystarczające. Strawę ciepłą ot rżymy w. i liśmy trzy razy dziennie i pół kilo chleba. Ponieważ mieliśmy trochę swoich zapasów, a trochę już przenikało z zewnątrz, nic moj gliśmy się uskarżać na wyżywienie.
44