200 WACŁAW BERENT
P suwały mi się jakieś pstre kulisy, pozapalały się jakieś I! sztuczne, efektowne blaski. Wyobraźnia (ja dawniej nie miałem wyobraźni!) stała się rekwizytornią bohaterskich kostiumów dla błaznów i komediantów.
— OJ — szarpnął się Jelsky i skoczył z miejsca.
Kunicki sięgnął znowuż po papierosa (na podłodze leżały
już całe stosy niedopałków), przez dłuższą chwilę milczał, nagle uniósł się na łokciu i patrząc niespokojnie na Jelsky ego zagadnął:
— Co porabia Zosia Borowska?
Jelsky odwrócił się od tego spojrzenia. — Nie wiem — mruknął. — Czeka prawdopodobnie na kostium z pańskiej rekwizytorni. — I począł spacerować wielkimi krokami po pokoju, manewrując ostrożnie wśród książek porozrzucanych na ziemi.
Kunicki uniósł się jeszcze wyżej na otomanie: nieco przegięty tułów wspierał w ten sposób na wyprężonych w tył ramionach. „Przecież to jest męczennik — pomyślał Jelsky spojrzawszy na jego bladą twarz i ten ruch bezwładny. — Hiob1 na kupie gnoju!"
— Ją zostaw pan na uboczu — prosił tymczasem Kunicki.
I — Jej nie dotykajmy naszymi językami. Mowa nasza jest
nieczysta: plami nam wszystkie uczucia, bryzga kałem na wszystkich ludzi. I czym mi ona zawiniła? co winien kwiat słoneczny, że się niejeden motyl jego nektarem struje? co winien płomień, że niejedna ćma w nim się spali? co winno słońce, że człowiek czasem tak bardzo cierpi?
— Bardzo efektowne, choć staromodne kostiumy posiadasz pan w swej rekwizytorni!
— Ja bym ją po nogach całował i przepraszał — mówił Kunicki już niemal obłędnie, zapatrzony gdzieś w kąt sufitu — po stopach całował i przepraszał za te uczucia, jakie we mnie wzbudziła.
— Jakież to uczucia?
Kunicki zdał się namyślać przez chwilę.
— Namiętność — rzekł wreszcie z dziwnym spokojem.
Dla Jelsky’ego ten gnuśny, pełny umęczenia spokój miał
w sobie coś z ohydy; wzdrygnął się: „Tak chyba ślimak w kałuży rozmyśla nad miłością”.
— Pan jesteś szczery — rzekł.
— Chcę spojrzeć na to wszystko jasno, trzeźwo, aż do obrzydliwości, aż do wstrętu. I dlatego czynię sobie tę krzywdę, że mówię głośno przed cynikiem. To pomaga nieraz bardzo. Jestem panu szczerze wdzięczny za wizytę. Sam się do niego wybierałem... Co pan o mnie myśli, o to nie dbam... Widzisz pan, bywają rzemieślnicy, z tych słabowitych, marniejszych, rozmarzonych...; taki, raz zobaczywszy scenę, zamarzy o kulisach i przepadnie wśród bandy cyganów jako najmizerniejsze popychadło.
— Et! — szarpnął się niecierpliwie Jelsky. — Zjedz pan obiadek w towarzystwie Liii i przejdzie. Nie ma z czego robić weltschmerzu2. Za kulisy pan nie pójdziesz i ta wstrzemięźliwość przyjdzie panu nawet łatwo.
— Diabła tam! — krzyknął Kunicki i zarzucił dłonie na czoło. — Diabła tam! Pójść może i nie pójdę, ale ja chcę być takim jak dawniej! Pamiętasz pan tę naszą rozmowę w kawiarni: „Gorycz, obrzydzenie, wstręt!"— oj tak. Ta droga mego życia wydaje mi się teraz taką szarą, pustą i tak nieskończenie zbyteczną.
— Borowski — mówił po dłuższej przerwie, zapatrzony gdzieś błędnie — Borowski opowiadał mi raz swoje dzieje. A potem, pamiętam jak dziś: długie i smutne kominy patrzały martwo w dal pustą i niemą. On narzucił się wtedy na mnie. „Widzisz — wołał — dawniej ludzkie namiętności były życia i pracy ramieniem i młotem, dawniej bogowie nie wstydzili się swych namiętności. Dzisiaj są one od biurka i maszyny precz wyklęte i gdzieś głęboko, głęboko pod ziemią za-
Hiob — bohater opowieści biblijnej ciężko doświadczony ■ przez Boga, nie utracił wiary w sprawiedliwość boską, za co został
wynagrodzony. (Zob. Księga Hioba). m\
Weltschmerz (niem.) — smutek kosmiczny, pesymizm.