110 Z. KRASIŃSKI: IRYDION
mieńmi drugiego słońca! Dzisiaj ja chcę na nowo... Ach! — i czy widzicie nad trójnogiem? Ach! teraz za kolumną. On ] sam i ręką mnie woła. Okręca się purpurą z krwi własnej. \ Ojcze! (Pada w ręce Eutychiana) Źle mi, przyjaciele — pierś moja jak dom porzucony — nie ściskaj mi tak dłoni, J Greku — zbrodnia zelżonego majestatu...
IRYDION. Gdzie siła, tam niechaj będzie i godło! (Zdziera pierścień) Idź zasnąć, a kiedy zerwą się płomienie, przyjdę cię obudzić.
HELIOGABAL. Eheu!17 on teraz cezarem — prowadź mnie, Eutychianie. Siądziesz u wezgłowia mego. Tarczę moją gładzić będziesz. Wśród pożaru chcę raz jeszcze przej- = rżeć się w niej. Ach! słabo, zimno, czarno Heliogabalowi. Eheu — Eheu! O Elsinoe!
ELSINOE. Śpieszę za tobą.
EUTYCHIAN. Cny Amfilochidzie! kiedy piasek jeść będziesz i własną krwią popijać, wspomnij o mnie. Byłem za młodu kucharzem.
(Kortyna zapada nad nim i cezarem)
ELSINOE. Stało się. Szaleństwo mu dałam za ostatniego towarzysza u brzegu wód piekielnych, nad którymi stoi teraz. Mów, czy mam jeszcze co wykonać, o bracie, bo dzisiaj w nocy, bo jutro nad rankiem przyjdzie może pretorianin — może wcisną się płomienie lub pierś sama nie zechce dalej cierpieć i wzgardzi powietrzem!
IRYDION. Strzeż go, dopóki nie wrócę — wtedy opuścisz skazane progi i pójdziesz za mną.
ELSINOE. A z nim co będzie?
IRYDION. Mało mi zależy na jego śmierci, mało na jego życiu. To, co nim było, na palcu moim połyska; to, co nim jest, niewarte jednej myśli mojej!
17 eheu! — zob. Przypiski Autora [65].
ELSINOE. Jeśli tak, zbliż się do mnie — jeszcze — jeszcze — a teraz czy słyszycz cichy głos mój?
IRYDION. Czego chcesz, siostro? Ręka twoja drży w mojej — bicie serca twego rozlega się na tym pancerzu.
ELSINOE. Niechaj więc zgasną oczy, pod którymi ' zwiędłam — niech ramiona, co opełzły szyję moją, opadną jak dwie starte żmije. Usta, co pierwsze ust moich się dotknęły, niech znikną w popiołach!
IRYDION. Na jednym więc stosie o tej samej chwili on i Sewerus...
ELSINOE. Nie — nie! Daj mi ostatniej woli dokończyć! Znam, Irydionie, siłę ręki twojej i dlatego ostatnią prośbę zanoszę do ciebie —* oszczędzaj Aleksandra na polu bitwy — nie zarzucaj śmiertelnych cieniów na to greckie czoło! On jeden spojrzeniem koił rozpacz moją — on jeden się domyślał... Ach! czemu lica odwróciłeś ode mnie?
IRYDION. Nie myśl o nim! On jeden już tylko Romę wydziera z cbjęć nienawiści mojej. Bogowie pozazdrościli go ludziom — wyrok jego zapadł już od dawna!
ELSINOE. A więc raz jeszcze siostrę przyciśnij do łona! Czujeszli, jak to serce pracuje? Nim wrócisz, ono pęknie, synu Amfilocha! Ale pamiętaj, krwi niczyjej Elsinoe nie żądała od ciebie! Żyjcie wszyscy —- i on, Syryjczyk, on, przemierzły, niech żyje — pod koniec ofiary rąk białych i śnieżnej szaty nie skazi dziewica! Ach! ona stała długo przed ołtarzem. Dniem i nocą jej sny, jej żądze, jej wiosna paliła się na zgliszczach! Patrz! dymy z niej tylko w powietrzu — ale godzina już bliska i ciało się odwiąże jak koturnu taśmy — wiązka piołunu tylko zostanie na ziemi i duch stanie się cieniem!
GŁOSY. (Zewnątrz pałacu) Naprzód! przez Fortunę Irydiona Greka!
IRYDION. Precz z niewczesną żałobą, kiedy już Neme-