kakrotnie od zmierzchu. Czyżby cała benzyna już się wypaliła? Boy zapomniał nalać benzyny do zbiorniczka? Lampa jednak zgasła tak nagle, że wskazywałoby to raczej na niespodziane zatkanie jakiegoś przewodu, może spowodowane zanieczyszczeniem paliwa?
Tak czy inaczej, ponowne jej zapalenie jest zbyt skomplikowane, szkoda fatygi. Przejść przez pokój po ciemku nie tak trudno, podobnie jak odnaleźć dużą komodę i zamknąć otwartą szufladę, w której leżą paczki jakichś listów bez znaczenia, pudełka z guzikami, kłębki wełny, motek jedwabiu lub bardzo cienkiego włosia.
Dopiero teraz, gdy ustał syk lampy, można sobie zdać sprawę, jak bardzo zwracał on uwagę. Kabel, który się stopniowo rozwijał, zerwał się nagle albo odczepił i pozostawił sześcienny pojemnik własnemu losowi: katastrofa. W -dolince zwierzęta także ucichły co do jednego. Panuje cisza tak bezwzględna, że nawet najmniejszy ruch jest nie do pomyślenia.
Podobna tej bezkształtnej nocy, fala jedwabistych włosów przepływa między zaciśniętymi palcami. Wydłużają się, mnożą, wypuszczają macki we wszystkich kierunkach, zwijają się wokół siebie samych w jedno pasmo coraz to bardziej powikłane, którego sploty i labirynty ciągle jednak pozwalają koniuszkom palców przenikać przez siebie, tak samo obojętnie, tak samo łatwo.
Z równą łatwością upięte włosy dają się rozpleść i opadają na ramiona łagodną falą, jedwabista szczotka ślizga się po nich delikatnie, z góry na dół, z góry na dół, z góry na dół, jakby kierowana samym tylko oddechem, którego jeszcze starcza, by stworzyć w zupełniej ciemności jakiś miarowy rytm, zdolny do odmierzenia czegokolwiek, jeśli jeszcze cokolwiek pozostało teraz do odmierzenia, do określenia, do opisania, w tej całkowitej ciemności, która trwać będzie aż do świtu.
Dzień wstał już dawno. U dołu okien wychodzących na południe smugi światła przenikają przez szpary w zapuszczonych żaluzjach. Słońce, żeby osiągnąć ten narożnik, musi stać wysoko na niebie. A... nie wróciła. Szuflada komody, na lewo od łóżka,, została półotwarta. Ponieważ jest dość ciężka, zgrzyta przy wsuwaniu jak źle naoliwione drzwi.
Za to zawiasy w drzwiach od sypialni obracają się cicho. Gumowe podeszwy butów nie wydają najlżejszego odgłosu na kamiennych płytach korytarza.
Na tarasie, na lewo od drzwi prowadzących do wnętrza domu, boy jak zwykle ustawił niski stolik, jeden fotel i na stoliku tylko jedną filiżankę. Teraz wychodzi zza narożnika domu, niosąc oburącz tacę, na której widać dzbanek z kawą.
Postawiwszy go obok filiżanki mówi:
— Pani nie wróciła.
125