»Tulpenkanzel« we Freibergu, uprawiał także malarstwo sztalugowe i ma być autorem ołtarza z Ehrensfriedensdorf. Ponieważ żadną miarą nie udało się udowodnić, że Hans Witten parał się także zdobnictwem książkowym, skonstruował Winkler sztucznie, w jego tylko fantazji istniejącą, nie udokumentowaną żadnymi archiwaliami ani żadnymi poświadczonymi dziełami sztuki osobę „Towarzysza Hansa Wittena”, który rzekomo miał przywędrować do Krakowa tylko po to, aby wykonać miniatury w Kodeksie Behema [25]. Sam Winkler zmuszony jest przyznać, że historia niemieckiego malarstwa miniaturowego w ostatnim dziesiątku XV i pierwszej ćwierci XVI w. nie jest dotąd wcale zbadana, napisana ani opublikowana i że oprócz kilku artykułów w czasopismach, odnoszących się szczególnie do działającego w Norymberdze Jakuba Elsnera, bardzo mało wiadomo, jak to malarstwo w ogóle wyglądało. Logicznie rzecz biorąc trudno jest porównywać miniatury Kodeksu Behema z czymś, co jest nie znane, dotąd nie zebrane, posegregowane, dostatecznie zreprodukowane i udostępnione, tak aby mogło stanowić rzeczywiście substrat dla porównań. To, że istnieją związki zależności między grafiką połud-niowoniemiecką a miniaturami Kodeksu, nie upoważnia jeszcze do twierdzenia, jakoby malarstwo książkowe krakowskie łącznie z Graduałem Olbrachta, Kodeksem Behema, Pontyfikałem Ciołka i resztą zabytków tego czasu było w istocie swej niemieckie. Grafikę niemiecką kopiował np. Lucas van Leyden i inni artyści, lecz nikt nie nazwie ich Niemcami, a sztuki ich niemiecką. Zapożyczanie się u drzeworytników, którzy ilustrowali »Narren-schiff« Branta, u Diirera czy u Zasingera, satyryczne aluzje wywodzące się z niemieckiej literatury ludowej — wszystko to nie determinuje charakteru narodowego i stylu artystycznego miniatur Kodeksu Behema, których koloryt lokalny i powiązanie z tradycją miejscową w tym zakresie twórczości są niezaprzeczone. A już pozbawione wszelkich realnych podstaw i niezrozumiale jest przyrównanie ich do dzieł Hansa Wittena. Bo kryteria, któ-
25