Wypadanie włosów - nie, a może jednak? Kilka zawsze zostaje na podłodze, ale to przecież normalne. A więc ten punkt odpada! Ogólne osłabienie - tak. Kłopoty z koncentracją - tak. Zawroty głowy - tak. Bóle głowy - tak. Halucynacje - nie. Albo tak! Dopiero raz, ale trzecie oko Bernda było chyba przywidzeniem. Czy jeden raz też się liczy? OK - tak! Palpitacje -tak. Bóle żołądka - tak, i to jakie! Uczucie wzdęcia - tak. Zaparcia - tak, ale bierze przeciw nim małe, zielone pastylki. Próchnica - nie. Ostatecznie bardzo dokładnie szoruje zęby. -Maja zastanowiła się. - Po czym poznać, czy ma kamienie nerkowe? A więc to odpada! Zapalenie nerek też nie. Doktor Voss prawdopodobnie by to stwierdził. Nabrzmiałe kostki? - Wysunęła spod kołdry nogę - tak, OK, również nabrzmiałe kostki”.
Skrupulatnie policzyła wszystkie „tak”. Dwanaście. Zaznaczenie ponad pięciu jest już sygnałem, żeby poważnie zaniepokoić się stanem swojego zdrowia. Ona odhaczyła dwanaście. No powiedzmy, że może sobie darować te halucynacje. Cóż to takiego zobaczyć trzecie oko? Jeden raz to jeszcze nic! Potem wzrok Mai znowu padł na wytłuszczone zdanie - „Okłamywanie samego siebie na dłuższą metę może prowadzić do śmierci!”
Brzmiało dość dramatycznie - „Prowadzić do śmierci!” Była zmęczona, smutna i świadoma własnej winy. Co powiedziała nauczycielka: „Czułam się jak kompletne zero!” Ale Mattro-witch przecież bito. To coś zupełnie innego! Wyjąwszy ten jeden policzek, mama nigdy w życiu jej nie uderzyła. Nie mówiąc o ojcu. Już na samą myśl o tym, że mógłby ją zbić, wykrzywiła wargi w żałosnym uśmiechu. Ale z drugiej strony nigdy więcej jej nie ochroni.
Przed kim miałby ją chronić?
W tym momencie znowu napłynęły wszystkie myśli, które Maja stanowczo usiłowała od siebie odsunąć.
Położyła kartkę na kołdrze.
„No dobra, ma jedenaście objawów anoreksji! Ale czy to znaczy, że jest chora? Może po prostu ma problem. Ale kto go nie ma? Poza tym trzeba się zająć Czarodziejskim fletem.
Podsunęła sobie pod oczy libretto.
„Tarnino musi zachować trzy cnoty: stałość, cierpliwość i milczenie. Przechodzi niejedną próbę, żeby uwolnić swoją ukochaną Paminę. Prawdziwa miłość - co za bzdura! Miłość do obrazu! No tak, jednak trąci myszką!”
Znowu cisnęły się jej do głowy słowa nauczycielki: „Ponieważ sama siebie nie lubiłam, pakowałam się w kolejne nieudane związki”.
Na szczęście ona nie jest w żadnym „związku”. Co to znaczy związek? Raz umówiła się z Berndem. Potem go odwiedziła. Dobrze jej było w jego towarzystwie, ale czuła też strach. Strach przed strachem. Strach przed bliskością. Strach przed tymi przeklętymi kaloriami.
Maja zapragnęła przestać się bać.
10
Ella Mattrowitch przyniosła Mai do łóżka filiżankę herbaty. Gorącej, pachnącej, ziołowej herbaty.
- Weź prysznic, a potem zjemy śniadanie - zaproponowała.
Dziewczynę natychmiast ogarnęła panika.
„Śniadanie? Może jeszcze świeże, ciepłe bułeczki albo chrupiące rogale?” Najchętniej zostałaby w łóżku, naciągnęła na głowę kołdrę i odgrodziła się od tego okrutnego świata. Dlaczego właściwie okrutnego? Poza tym na pewno przekona nauczycielkę, że nie jada dużo na śniadanie. Przecież wiele osób nie potrafi rano przełknąć ani kęsa.
To samo powtórzyła przy stole.
- Rozumiem - odparła spokojnie Mattrowitch, nalewając sobie następną filiżankę kawy.
„Teraz będzie próbowała przycisnąć mnie do muru, przekonywać, jak to zdrowo jeść rano śniadanko i że tak czy owak jestem już za chuda”.
Jednakże Ella Mattrowitch powiedziała coś zupełnie innego.
87