94 LOSY PASIERBÓW
mówiła, aż wzięły tramwaj. Wykupiwszy bilety, obejrzała się dokoła i zwróciła do Domki:
— Krasiwaja ty, no ależ i durnaja!
— Dlaczego? — udała, że nic nie rozumie.
— Po co ty jemu mówiła, że komuś tam w mordę zajechała, gdy lazł do ciebie.
— I cóż w tym złego? Ani to krewny Makrycy, ni znajomy.
— Da ktoby tam nie był. Nie widziałaś jak od razu nosa zakopycił? A jak się łasił do ciebie przedtem, jak pięknie gadał! Ty wiesz że on jest w stanie wszystko co ci obiecał zrobić.
— Czyż tą kobietą, o której prawił, to ja mam być?
— No, a któżby? Jaka ty jeszcze durnieńka.
— Ale mnie nie zachwycają takie rozkosze. Niech tylko postawi męża do pracy, to nic więcej nie chcę.
— Tak, teraz postawi, doczekasz się — warknęła.
— Przecież obiecał. I grzyby przyjął.
— Już jedna kupiła go grzybami.
— A cóżby chciał? Może żeby do łóżka z nim poszła?
— Ja za ciebie nie pójdę.
— Nie, moja paniuśka, tego się nie doczeka.
— Jak przyciśnie bieda, to zmiękniesz. Ty nie pierwsza taka święta i nie ostatnia. Tu ni ”Jawropa”.
— Z głodu będę zdychać, ale nie puszczę się na takie rzeczy.
— Durnaja'
Nie odzywały się już do siebie aż powróciły do domu. Wchodząc w podwórko, Sacharynka zatrzymała Domkę.
— Ty się nie gniewasz na mnie? — zagadnęła łagodnie.
— A cóż pani po moim gniewie? Przecież na łasce twojej jestem.
— Radziłam ci jak siostrze, a jak nie chcesz mnie słuchać — rób co się cię podoba, ale nie chwal się tym mężowi. Dobrze?
— Nie powiem, bądź spokojna.