308
LOSY PASIERBÓW
— Aż jeden dzień przyjechał z kampy ruski człowiek, co z wami pracował, powiedział waszej żonie, że was już nie ma na świecie i oddał jej rzeczy wasze.
— A tutaj ja już nie mogie opowiedzieć bez mego mocny serca ból. Uf! Jakie to straszne biło! Wasza kobita poznawszy wasz paszport, wasza czapka, marynarka i bieliznę, którą sama szyła, zrobiła dwa przeraźliwy krzyk i padła nieżywa.
— I ja musiał zawołać Asistencia Publica, żeby ją ratować. A potem przez trzy dni bił w mój dom wielki płacz, wasza żona z dziećmi płakała i moja czerepacha z bachorami. A te bidlaki z fondów zaczęli przychodzić i mówić że ona nie potrzebuje po swój mąż płakać, bo zaraz lepszy znajdzie.
— Wtedy ona znowu do mnie: Słuchaj
Szmule. Czy ja mogie w kampa zarobić na chleb dla swoje dzieci?
— To ja jej mówię: ty możesz zarobić na sześć dzieci, bo takiej kobiety na cały Ameryka nie ma.. Panie Dubowik, ja nie wiedział, że wi macie takie złote żonkie. Uf, jak to ona umie wszystko.
— No, nie zalewaj, gadaj dalej — skarcił Zygmunt.
— To ona mówi: Ty mnie Szmule zawieź gdzieś w głuche kampie do dobry gospodarz, żeby ja ten swołocz na oczy nie widziała.
— Jak mnie tak poprosiła, to ja ją zawiózł do bardzo porządny człowiek i ona tam żyje. A wy na mnie z krzykiem.
— Bardzo to mnie cieszy, panie Szmujło. Ale proszę mi powiedzieć jeszcze, kto osadził w moim ranczu bandytów, kto przygotował na mnie zasadzkę?
LOSY PASIERBÓW
\
309
— Panie Dubowik, ja o żadnej trampie nawet nie słyszałem, żeby ja tak sabat przeżył!
— Dobrze. A teraz jeszcze jedno: Czemu ty od razu tego mi nie powiedziałeś? Czemu łgałeś, że ona wyjechała z krewnym do Bujnesu?
żyd milczał zmieszany.
— No mów! Czemu milczysz? Mów gadzina!
— krzyknął.
— Brzytwą nacinać i solić — wtrącił Bojko.
— Innej rady nie ma.
— Bo oni na mnie gwałt zrobili — odrzekł.
— Któż to oni?
— Makryca. żeby jego na ten świat nie biło. On mi powiedział, jak ja to wyjawię komuś, to on mnie zabije.
— On ciebie kupił, a nie zgwałcił. To znaczy, że ty dla niego to zrobiłeś, dla niego ją więzisz.
— żeby on się udławił swoim groszem, ta szwinia holenderska!
— Ty już udławiłeś się. Dobrze po nitce dojdziemy do kłębka. Ale to później. Wpierw trzeba sprawdzić co powiedziałeś. Jak się tam je-dzie na te Balandy? Jest tam kolej? — zwrócił się do Bojki.
— Jaka kolej! To musi być gdzieś tu, koło morza. Piętnaście a najwięcej 20 kilometrów. Może auto znajdziemy.
— A tą jego szkapą nie można?
— Czemu nie. To może będzie najlepiej. Zmęczony, ale w drodze popasiemy.
— Przepraszam panów — wtrącił Szmujło. — Ja ten koń muszę sin falta dziś oddać gospodarzu.
— I koń i ty wrócicie dopiero, gdy ja przywiozę tu żonę.
— Co wy myszlicie robić ze mną?
— Prosić byś zamieszkał ze mną w tej chat-