310 LOSY PASIERBÓW
ce, aż on wróci z Balandra, bo ja sam boję się nocą — odparł Bojko.
— Słuchajcie, panowie — zaczął żyd błagalnie. — Wy nie róbcie ten hec. To co biło między nami mi już nie pamiętajmy więcej. Teraz wszystko zaczniemy załatwić po ludzku. My teraz wszyscy trzy jedźmy do Gutman, oddamy jego koń, potem pójdziemy do nas, zjemy porządny kolacje z zimnym piwem, potem ja wezmę u jeden znajomy handlowiec auto i poje-dziem wszyscy do wasze żonka. Uf! jaka to przyjemna droga będzie nam w wieczór przez Los Talas...
— Słuchaj Szmujło — przerwał Bojko. — Czemu ty nie był taki mądry tam?
— Gdzie tam?
— No tam gdzie słonko nigdy nie dochodzi. Jaki cwaniak! Myślisz że się wykręcisz od nas? To ci się nie uda. Abyś wiedział o tym, nałożymy ci zawczasu gwarantuszki. Dawaj rączki.
— Co wi robicie ze mną? Co ja złodziej jaki czy bandyta, że chcecie mnie wiązać?
— Ależ gdzie tam! To my bandyci, a ty najuczciwszy w świecie człowiek.
Skrępowali mu powrozem ręce, wypchnęli za przepierzenie i przywiązali do łóżka.
— Ja wam do śmierci nie zapomnę taki kom-premedytacje, taki wielki krzywda dla mnie — jęczał więzień.
— Dosyć! — przeciął Dubowik. — Rozrachunki nasze zostawmy na później. Ja też mam coś do skargi. To może później policja się zajmie, lub sędzia. Na razie idzie o rzecz pilniejszą. U kogo tam moja rodzina? Ulica, numer domu, właściciel jego?
— Tam nie jest żaden miasteczko. Balandra to plaża na kąpiel. Wasza żona jest trochę bliżej od Balandra. U jeden Włoch ogrodnik.
— Jak on się nazywa?
— Panie Dubowik, ja się boję że wi nie znajdziecie sami. Wi nie znacie jaki tam kampa wielki, jaki las. Jedźmy razem.
— To jest wykluczone. Muszę znaleźć sam. Nie znajdę za dzień to za tydzień. Uprzedzam ciebie po raz ostatni: mów bez krętactwa, bo każda zwłoka zaszkodzi tobie samemu. Jak się nazywa ogrodnik?
— Petruś Pepe. Ale wi nie pitajcie o to u byle kogo, bo on jest na uboczu i jego mało kto zna. Wy jedźcie prosto przez Los Talas gościńcem co na Balandra. Gdy miniecie mosty na Villa Żula, przejedziecie jeszcze może pięć, może sześć wiorsty, wtedy jeszcze będzie jeden most, taki samy, potem drugi będzie most i trzeci. Za tym trzecim będzie mała droga na prawo w kampa. Ona was zaprowadzi do drugi Włoch, co ma trocha ogród, trocha bi-dła i owcy. Nazywa się Felipe Nerro. On wie gdzie jest Petruś Pepe, on wam da chłopiec, co was zaprowadzi. Dobrze pamiętajcie!
Dubowik kazał mu to powtórzyć, zaciągnął ważniejsze rzeczy do notesu i w jakieś piętnaście minut później wyruszył w drogę.