choćby pierwszy obUd n ie był jctzczs odwzfl]winwfly< Jr<\rv»k7* utntejs pewna granica w tych sprawach, po nteważ po jikintł czasie nie odwzajemniono dawania prezentów może wzbudzić podejrzenie wyzysku, Innymi iłowy, każdy lubi uchodzić za szlachetnego, ale nikt za frajera. Takie właśnie dylematy trapią nas przed (lwiętami Bożego Narodzenia, gdy sporządzając listą zakupów próbujemy powrócić do zasady wzajemności/ Prezent nie może być ani zbyt tani, ani zbyt drogi; jednak nasze kalkulacje muszą wyglądać na zupełnie przypadkowe, usuwamy przeto metką z ceną,
Ale po to, aby zobaczyć, jak naprawdę funkcjonuje wzajemność, trzeba żyć w społeczeństwie egalitarnym, gdzie nie ma pieniędzy, w którym niczego nie można kupić ani sprzedać. Wszystkie cechy wzajemności są przeciwieństwem dokładnego obliczania i kalkulowania, co kto komu jest winien, W istocie, chodzi o zaprzeczenie, że ktokolwiek jest cokolwiek winien. Można ustalić, że dany styl życia opiera się na wzajemności lub też na czymś innym, na podstawie tego, czy ludzie mówią „dziękuję”, czy nie, W społeczeństwach prawdziwie egalitarnych człowiek zachowuje się niegrzecznie, Jeśli otwarcie okazuje wdzięczność za ofiarowane rou dobra materialne lub usługi, U Semajów na środkowych Malajach, na przykład, nikt nigdy nie wyraża wdzięczności za mięso, którym łowca jednakowo obdziela swych towarzyszy, Robert Dentan, który przebywał u Benrmjów, odkrył, że mówienie „dziękują" jest czymś bardzo niegrzecznym, ponieważ sugeruje, że albo dziękujący ocenia wielkość kawałka otrzymanego mięsa, albo dziwi się sukcesowi i hojności łowcy,
W przeciwieństwie do ostentacyjnego pokazu organizowanego przez wielkiego człowieka u Kaoków oraz do chełpliwych deklamacji naczelników potlaczowych,
jak również naszego obnoszenia się z symbolami statusu Semajowte uprawiają styl życia, w którym ci, którym się powodzi najlepiej, winni zachowywać n+ jak najskromniej. W ich egalitarnym etylu życia pogoń za statusem poprzez konkurencyjną redystrybucją czy jakąkolwiek formą orientacyjnej konsumpcji lub ostentacyjnego marnotrawstwa jeri dosłownie nie do pomyślenia. Ludy egalitarne brzydzi i przeraża najlżejsza sugestia, że się kogoś z nich obdarza szczodrze albo że jedna osoba uważa siebie za lepszą od innej.
Profesor Richard Lee z Uniwersytetu Toronckiego opisał zabawną historią o znaczeniu wzajemnej wymiany wśród egalitarnych łowców i zbieraczy. Lee towarzyszył przez blisko rok Buszmenom wędrującym po pustyni Kalahari i obserwował, co jedzą. Buszmeni byli bardzo przyjaźni i pomocni, Lee chciał się im więc odwdzięczyć, nie miał jednak niczego, co nie kłóciłoby tią z ich normalnym odżywianiem i działalnością. Niedługo przed Bożym Narodzeniem dowiedział się, że Buszmeni rozbiją prawdopodobnie obóz na skraju pustyni w pobliżu wsi, od których otrzymywali czasem mięso w drodze wymiany handlowej. Lee zamierzał podarować im wołu na święta, objeżdżał więc swoim dżipem różne wioski, szukając największego wołu, jaki byłby do nabycia. Wreszcie w odległej wsi natrafił na bydlę potwornych rozmiarów, pokryte grubą warstwą tłuszczu. Jak wiele ludów prymitywnych, Buszmeni łakną tłustego mięsa, ponieważ upolowana przez nich zwierzyna jest zwykle chuda i żylasta. Wróciwszy do obozu, Lee zwierzył się przyjaciołom, że kupił największego wołu, jakiego kiedykolwiek zdarzyło mu się widzieć, i że pozwoli im zarżnąć go na święta.
Pierwszy, który usłyszał tę dobrą nowinę, zafrasował się wyraźnie. Zapytał Richarda Lee, gdzie nabył
123