kiego. Nieprzypadkowo siebie uczynił autor głównym bohaterem powieści. Dzięki temu mógł bowiem opisać kolejne doświadczenie obcości i próbę jej przezwyciężenia.
Źródłem obcości dla bohatera Kompleksu..., a także dwóch następnych powieści, okazywała się bowiem sytuacja wrzucenia w polskość, skazanie na rolę polskiego pisarza: „Jak to się stało, że jestem autorem polskich książek, złych czy dobrych, ale polskich? [...] Kto mnie, Europejczyka, nie, obywatela świata [...], przemienił, jak w złej bajce, w zacietrzewionego, ciemnego, wściekłego Polaczka?” (s. 81);, Jestem cudzoziemcem i za bardzo przejąłem się przybraną ojczyzną” (s. 100). Jest to zatem sytuacja człowieka, który z niewiadomych powodów został polskim pisarzem, i teraz — w obliczu zniewolenia — musi bronić swej niezależności przed zgubną alternatywą pisania oskarżającego („[...] a tego nikt nie lubi — nawet sam autor”) i pisania ckliwego („[...] a to wszyscy lubią, nawet sam autor”, Mała apokalipsa, s. 5).
To absurdalne skazanie uruchamiało w Kompleksie polskim fabułę poznawczą, proces rozpoznawania własnej sytuacji. Jeśli bowiem bohater chciał obronić własną — ludzką i pisarską — niezależność przed uwikłaniem w obcą rolę, musiał zrozumieć, w czym tkwi. Najprostsza odpowiedź brzmi: w kolejce.
Z właściwym sobie wyczuciem odnalazł boji
wiem Konwicki — bodaj jako jeden z pierwszych — symbol i model polskiego zniewolenia: sklepową kolejkę. Kolejka —jak pisał Barańczak (O ,,Kompleksie polskim’’ rozmyślania wigilijne na stojąco, [w:] Etyka i poetyka, Paryż 1979) — to model życia społecznego (anonimowy szereg ludzi czekających na towar), ale i metafora życia jednostkowego, zmieniającego się, z powodu niewydolności rynku, w spazmatyczny ruch kolejkowych integracji i wybuchów wściekłości. Życie takie wchłonął niemal bez reszty Wielki Bezsens, który z zewnątrz wydaje się „nierzeczywisty, obcy, pozbawiony motywacji, a więc zupełnie niezrozumiały” (Kompleks..., s. 22). Arcy-prostym chwytem fabularnym umieścił Konwicki siebie — pisarza i człowieka — w kolejce; tym samym jednak wybrał kłopotliwy obowiązek: odnaleźć sens w życiu zdegradowanym.
Powiedzmy od razu: oparcia dla sensu nie odnajdzie pisarz ani w rzeczywistości potocznej, ani w historii narodu, ani nawet w wielkim porządku kosmosu. Dlaczego?
Dlatego, że Polska z Kompleksu... — co zauważymy w miarę postępującej lektury — cierpi na przewlekłą nieokreśloność: pora dnia jest niepewna (w wigilijny ranek przed godziną jedenastą panuje na dworze „ciemność w południe”), a pora roku — rozmyta (przedpołudnie jest mroźne, jednak po krótkiej śnieżycy przychodzi wiosenna odwilż, po czym natychmiast chwyta
— 143 —