— Wiesz, że będę chciał go dorwać, Don. - Nie musiał wymawiać imienia, a z jakiegoś powodu nawet tego nie chciałam.
— Tak, wiem. - Don zmierzył nas oboje wzrokiem i ściągnął brwi. — Cat, muszę porozmawiać z tobą na osobności o paru sprawach.
— Możemy rozmawiać, ale Bones idzie z nami. Nawet gdyby nas nie słyszał, co jest mało prawdopodobne, i tak wszystko bym mu potem powtórzyła.
Bones uśmiechnął się z zadowoleniem. No cóż, zasłużył na odrobinę chełpliwości.
Don kaszlnął.
— Skoro nalegasz. Juan, mógłbyś usunąć...? - Gestem wskazał na ciało Brada i ruszył z powrotem do swojego gabinetu.
My podążyliśmy za nim.
- Odchodzisz od nas? — zaczął Don bez wstępów, kiedy zamknęłam drzwi.
Bardzo dobre pytanie, skoro już wiedziałam, co ukrywał przede mną przez te wszystkie lata.
Rozejrzałam się po gabinecie i skierowałam wzrok z powrotem na Dona. Nie byliśmy do siebie podobni, ale w moich żyłach płynęła jego krew, tak jak krew mojej matki. Po dłuższej chwili dotarło do mnie jednak, że nie czuję do niego nienawiści z powodu tych wszystkich kłamstw, nieważne, czy świadomych, czy zwykłych przemilczeń. Kim byłam, żeby tak surowo karać go za błędy? Ostatecznie sama trochę ich popełniłam.
-Nie.
Don westchnął, jakby z ulgą, natomiast Bones z frustracją przeczesał dłonią włosy.
— Cholera jasna. Ty po prostu nie chcesz wybrać łatwiejszej drogi.
- Nie mogę postąpić inaczej.
235