Tonio zakasłał.
- Mogę kontynuować? To nie koniec. Może odłożymy debatę o legalności pobytu do czasu, aż usłyszycie resztę?
- Ależ oczywiście. - Max pogłaskał Tonią po ramieniu. Ten kiwnął głową.
- ...wkroczyli do Krainy Magii nielegalnie. Zamiast usuwać nas siłą, rodzina królewska pozwoli nam wystawić dla nich przedstawienie. To, czy będziemy mogli tu zostać, będzie zależało od tego, czy przedstawienie się spodoba. A zatem, jeśli nie sprostamy ich oczekiwaniom, zostaniemy wygnani z Krainy Magii na zawsze. -Omiótł wzrokiem Floss, Freda i El Jeffereya. - Wszyscy, wygnani na zawsze.
Wiedzieliśmy, co to znaczy. W przypadku Floss równało się to utracie wszelkich szans na powrót do jej rodzinnego miejsca. A jeśli wyrzucą resztę z nas, to Major może podążyć naszym śladem i zacząć całą zabawę od początku. Wygnanie tu, a kto wie, co czekało na nas tam. Major mogący swobodnie przenosić się z jednego miejsca w drugie. To się chyba nazywa być między młotem a kowadłem.
- Kto mu pisze te teksty? - zapytałam opryskliwie, czując strach. - „Wygnani na zawsze”. Gdybyśmy my wystawili sztukę z tak nadętym słownictwem, zasługiwalibyśmy na to, żeby nas wygwizdano.
Floss rzuciła mi niezbyt przychylne spojrzenie.
- To prawda, Persjo, ale nie pomaga nam za bardzo.
- Tak tylko mówię... - Wzruszyłam ramionami.
- Nie sądzę, by słownictwo było tu istotne. - Tonio spojrzał na Floss i kontynuował: - Po tym wszystkim, co mówiłaś mi o swoim domu, trudno mi uwierzyć, by twoją rodzinę zachwyciły pacynki. Jeszcze gorsze wrażenie zrobi pacynkowe karaoke, które na dodatek zdaje się krytykować ich rządy.
- Nie powiedziałam ci wcale tak wiele - odparła Floss. - Poza tym to ma krytykować ich rządy.
- Czyli zgadzasz się ze mną?
- Na Mab, Toniu, naturalnie, że się z tobą zgadzam. Poza oczywistym faktem, że nie jesteśmy gotowi...
- Jest tam napisane kiedy? - zapytał Max. - Kiedy dokładnie to przedstawienie miałoby się odbyć?
Tonio ponownie spojrzał na list, ale odniosłam wrażenie, że już znał odpowiedź.
- W ciągu dwóch dni - odparł.
- Wolne żarty - powiedziałam.
- Dwa dni? - wyszeptała Łucja.
- Muszę powiedzieć, że nie jestem gotowy. Nie mam nawet jednego magicznego światełka, które działałoby tak, jak powinno. A to, czego nie mam, nie jest nawet czubkiem góry lodowej. Brakuje nam mnóstwa rzeczy, nie wspominając już o tym, w jak wielu kwestiach nie jesteśmy przygotowani - zauważył Nicholas.
- Dodajmy do tego jeszcze fakt, że nie mamy scenariusza, jedynie zarys - dorzucił Tonio.
- Ta, no cóż, to właśnie moi rodzice - oznajmiła zjadliwie Floss.
- O, jestem przekonany, że Major miał z tym coś wspólnego - stwierdził Max.
- Ale dacie radę? - zapytał Fred. - Nie rozumiem połowy z tego, co robicie. Dacie radę?
Bron podał sangrię. Wyłowiłam z kieliszka plasterek pomarańczy i wgryzłam się w niego.
- Nie.
- Persja, zwykle jesteś optymistką! - zawołała Łucja.
Skuliłam się na krześle, wpatrując się w nią.
203