50
Stan. A taki urlopnik służył kilka lat \ tylko, i to nie koniecznie w czasie wojny. \ Wyszedł od ojca, matki wieśniaków z chaty. > I znowu do nich wrócił do chaty. Przecież s sądzi się byó czemś lepszym od innych. Cóźby z niego było, gdyby był wyszedł > od ojca wojaka? Od dziada pradziada wo- j jaka? I to w czasie ciągłych wojen i za- < mieszek, okryty bliznami, pozostały nieraz i sam jeden z licznych stryjów i braci? Nie spoglądałźeby jak na coś niższego, na ten lud spokojny, co umiał tylko umykad i chować się po górach, po lasach przed gwałtami nieprzyjaciół? Z takichto przyczyn, s z takich ciągłych bojów, zacierała się coraz i to bardziój, pomiędzy szlachtą i wieśnia- i ctwem pamięci wspólnego pochodzenia. Wymagania jednych, a cierpienia drugich, nie < miały granicy, bo w ciągłym ruchu wojen- 5 nym, zacierała się wszelka pamięć prawa. s
Pomimo wojen wkraczająca do kraju j oświata, nie ograniczyła tego rozdwojenia \ narodu. Owszem zwiększała go jeszcze. Druku jeszcze nie było. Książki pisane dro- S gie i rzadkie były, przystępne tylko bogatym i mnichom po klasztorach, którzy bogatych uczyli.
Do tego duchowieństwo, gdy całe nabo- < żeństwo odbywa się jak wiecie, w języku łacińskim, wprawniój czytało w tern języku s martwym, jak w krajowym żyjącym. Łat- i wiój językiem cudzym spisaną księgę prze- j czytać, jak swoim własnym nową napisad. vVyciągano więc stare łacińskie szpargały, j i z tych uczono szlachtę, która czas miała czego się* uczyd. A że w dawnym państwie \ Rzymian był senat, byli rycerze i niewól- ł nicy, więc ci co pochwytali cośkolwiek nauki, widzieli i we własnym kraju potrzebę ta- < kiego rozróżnienia. j
Bart. Ale mój Stanisławie, wszakże to Rzymskie państwo było państwem wielkim za życia Chrystusa Pana, a więc ci Rzy- j mianie nie byli Chrześcijanami. Jakże księ- j ża Chrześcijańscy uczyd mogli takiego rozróżnienia? Celem nauki Chrystusa było, i jak nam to tłumaczyłeś, aby się ludzie po- j juiędzy sobą jak bracia miłowali, Toż to \
mogli księża co innego w Polsce szczepid? Na jukiój zasadzie? Na jakim początku?
Stan. Wszystko się znajdzie, jak kto szukad zechce. Znalazł trę też pozór i z pisma świętego.
Bart. No proszę cię jaki?
Stan. Pamiętacie, że Noe syna Chama przeklął, a Sema i Jafeta pobłogosławił. Otóż jakiś podchlebca wymyślił, że bezbronny, z początku tchórz, a potem biedak, pochodzić musiał od Chama, a uzbrojony, bogaty bo zbrojny, a dla tego i szanowany, jeżeli nie od Sema, to pewnie od Jafeta po-chodzid musiał. Więc prawnym było tak przewodzenie jednego, jako i ucisk drugiego. Jaki to uczony, te rzecz tak wytłumaczył nie wiadomo. Spodziewad się trzeba, że nie żaden kapłan Chrystusów. Lecz takie mniemanie było rozpowszechnione szeroko.
Wójt. To to dla tego, jeszcze do dziś dnia, niejeden stary podstarości, chłopów z pogardy chamami nazywa?
Stan. A juźci dla tego.
Wójt. Ale cóż to wszystko ma za związek z królem Kazimierzem?
Stan. Największy. Król Kazimierz widział stan bezprawny, w jakim się kraj znajdował. Pojmował, że aby było czego od nieprzyjaciela oganiać, trzeka się było lepiój w kraju zagospodarować, staranniój pola obrabiać, podnieść rolnika, zabezpieczyć pracę jego od napaści, dobrym prawem wrócić mu przynależną sprawo edliość i poszanowanie. Zaś do tego trzeba było pokoju, aby wojaka cofnąć trochę, wieśniaka podnieść trochę.
Bart. Spodobało się to narodowi ?
Stan. Po większój części. Obrażeni wojacy, szlachta, nazywali go za to królem chłopów. Lecz pomiędzy niemi było po wszystkie czasy dosyć ludzi sprawiedliwych, cały naród i za życia i po śmierci, nazywał go wielkim.
Bart. Tc to przecie nie wszyscy panowie, nie cała szlachta tak chłopów uciskała?
Stan. Na to wam jeszcze i teraźniejszość odpowie. Czy to ja raz słyszał, tak tu, jak