bez konieczności zdobywania tego siłą czy choćby własną pracą.
- Reginaldzie, uważaj! Jesteśmy tu tylko widzami. -Natychmiast przywołał go do porządku. - Ty, ja i mój dobry przyjaciel Major.
Ostatnie trzy słowa wypowiedział szczególnie głośno, aby wszyscy zebrani na ganku, włącznie z Floss i Fredem na drugim końcu, mogli je usłyszeć. Zauważyłam, jak Floss zesztywniała na ten dźwięk, jednak nie odwróciła się w naszą stronę. Fred na chwilę zawahał się, unosząc dla Nicholasa platformę oświetleniową, ale szybko doszedł do siebie i przystąpił do prostowania nadbudowy. Bez najmniejszych wątpliwości odgadłam, że właśnie po raz pierwszy w życiu spotkałam Ferona. Zerknęłam na Reginalda, potem na Majora, po czym spojrzałam na Ferona. Podobieństwa między nimi były oczywiste, ale oczywistością też było, kto w tej trójce wydawał rozkazy, i nie był to Major. Feron obdarzył mnie uśmiechem bazyliszka.
- Zostawię was teraz, abyście mogli się lepiej poznać. - I odszedł w stronę gaju opodal Elbego.
Ponownie zerknęłam na Majora, przez ułamek sekundy zastanawiając się, jakim cudem obawialiśmy się go przez tyle czasu. W obecności Ferona nareszcie zauważyłam, kim tak naprawdę był Major. Bezsilną istotą, która śniła swój sen o władzy. To wrażenie przetrwało we mnie tylko sekundę. Z każdym długim, zgrabnym krokiem oddalającym od nas Ferona, Major zyskiwał na dostojeństwie. Może Major był całkowitą iluzją. Ale jeśli tak, to iluzją doskonałą. Jego obecność znowu przywołała nieprzyjemną gęsią skórkę, jaką powoduje dźwięk skrzypiącej na tablicy kredy.
- Mogę się nią zająć, szefie - warknął znów Regi-nald. Tym razem zabrzmiało to jak prośba, a nie propozycja.
Major pokręcił głową i nawet nie spojrzał na trolla.
- Nic mi nie będzie. Idź z Feronem.
Reginald wzruszył ramionami. Niczym olbrzymi głaz przetoczony przez wartki strumień wody w rzece odwrócił się na pięcie i odszedł.
- Czemu przyszedłeś? - zapytałam nagle, czując, że naprawdę chciałam się tego dowiedzieć. - Ciągle nas prześladujesz. Wiem, że Tonio jest wspaniały, ale naprawdę mógłbyś już odpuścić.
Major zachichotał, ale nie wyglądał na rozbawionego. Przyglądał mi się przez bardzo długą chwilę. Miałam wrażenie, że minęły całe godziny, zanim wzruszył ramionami i znowu się odezwał.
- Powiem ci, bo nie masz najmniejszej możliwości tego zmienić ani zatrzymać, już nie. Tonio jest tu najmniej ważny.
- Akurat, jasne.
- Zupełnie nie masz pojęcia, prawda? Chodziło tylko o mnie. Zawsze tak było. Tonio był tylko dodatkiem. Wisienką na torcie, że tak powiem. Ale przy możliwościach, jakie mam teraz w zasięgu ręki, Tonio jest już zupełnie nieistotny. Deptałem wam po piętach aż dotąd, to fakt. Ale kiedy już tu dotarłem, staliście się zupełnie zbędni. Muszę przyznać, że po wielu podróżach z Feronem miałem nadzieję, że będzie mi łatwiej przedostać się na własną rękę. To akurat był mój największy błąd, bo jak widzisz, poniosłem pewne straty. Ale udało mi się i znowu współpracuję z Feronem. Zupełnie jak za dawnych czasów, w naszym świecie, kiedy dbaliśmy,
227