czarujący, a swojego brata dobrze znasz. - Po czym odwróciła się plecami do córki.
- Radzę uważać na to, w jakim towarzystwie się obracasz - powiedziała ostrzegawczym tonem Floss w kierunku pleców matki. - Niektórzy zarówno z Krainy Magii, jak i spoza niej są dwulicowi i nigdy nie wiadomo, z kim mogli zawrzeć sojusz.
Matka Floss nie odpowiedziała.
Wtedy głos zabrał Tonio, stojący w pobliżu ganku Elbego, niedaleko Brona i mnie. Mówił spokojnie, gładko, kierując swą wypowiedź do Majora.
- Łucja jest moją przyjaciółką. Nie jest związana z naszą historią ani twoimi marzeniami o chwale czy co tam macie z twoim koleżką w zanadrzu. Ona ma tu wrócić, bo niezależnie od tego, jak to się rozegra, jeśli nie będzie jej tu, gdy skończymy, gorzko tego pożałujesz.
Major się uśmiechnął.
- Ciekawie jest, gdy zmienia się stawka, prawda?
Podeszłam do Tonią i stanęłam u jego boku. Z drugiej strony stanął Max. Nicholas, Fred i El Jeffery stanęli za nami. Tonio odwzajemnił uśmiech Majora, ale jego był ostrzejszy, drapieżny.
- Lepiej, żebyś pamiętał o tym, co powiedziałem. Potrafię grozić równie pięknie, jak Floss.
Do tego czasu Floss podeszła już do nas i stanęła przy mnie. Tłum na trawie prawie nie oddychał. Wiedziałam, że wszyscy czekają na to, co się teraz stanie. Napięcie wiszące w powietrzu pozbawiało tchu. Od-kaszlnęłam i powiedziałam:
- Nie sądzicie, że już pora zacząć przedstawienie?
Ścisnęłam dłoń Floss i skierowałam się ku gankowi Elbego. Floss ruszyła za mną, a reszta ustawiła się w rządku za nami, niczym na paradzie. Musieliśmy wszystko pozmieniać. Zamiast Lucji zadziornym, silnym, strasznym i nieuprzejmym Edgarem sterowała Floss. Pomimo tego, że martwiłam się o Lucję, nie mogłam powstrzymać się od chichotu, gdy pojawił się Edgar, przygryzający wielkie cygaro i krzyczący na chórek. Pomyślałam, że te krzyki odzwierciedlają nastrój samej Floss. Poza martwieniem się o Łucję, Majora, swoich rodziców i Ferona musiała też poświęcić uwagę swej scenicznej magii kukiełkowej. Cała reszta, jaką mogła dorzucić, czyli pianino, tupot stóp, cokolwiek, to drobiazgi.
Fred, nie Nicholas czy Tonio, pomagał Maxowi z dodatkowymi dekoracjami. Gdy próbowali je rozstawić, złożyły się. Widziałam na ich twarzach irytację, ale gdy Max mocniej pociągnął, wszystko się wyprostowało. Szarpnięcie było bardzo silne i zastanawiałam się, czy Max nie myśli raczej o Majorze niż o dekoracjach. Przypadło mu również zajmowanie się kurtyną. Tonio i Nicholas kierowali dwoma pacynkami każdy. Wydawałoby się, że to jeden z nich powinien być Edgarem, a Floss powinna być zapasowym śpiewakiem, ale w tej chwili wszystko stało na głowie i robiliśmy, co w naszej mocy. Jedna z szarych pacynek w ogóle się nie ruszała, ale nie była tak naprawdę potrzebna. Złość, jaką w śpiew włożyli Tonio i Nicholas, wystarczyła przy czterech pacyn-kach zamiast pięciu. Przesunęłam chórek w dół sceny, zamiast w górę, bo musiałam również stać się Elwirą. Ta z kolei, gdy już zorientowała się, co się dzieje, zawodziła niczym zachrypnięta piosenkarka bluesowa, dając ujście nagromadzonym we mnie emocjom. A El Jeffery? Walił w bęben ile sił w łapach. Wybijał na nim rytm tak mocno, że obawiałam się, czy jego szpony nie przebiją skóry. Unicykl leżał nieruchomo na trawie, a El Jeffery,
243