36 Wprowadzenie
niższą. To ona konstytuuje naszą zwykłą jaźń, drzemiącego w nas starego Adama. Jeśli bowiem prawda jest oczywista, to zawsze tylko my sami odpowiedzialni jesteśmy za błąd. To nas należy winić za nasze przeświadczenia, nasze niedbalstwo, naszą głupotę. To w nas samych tkwi źródło naszej niewiedzy.
Jesteśmy więc przecięci na dwoje: na część ludzką, będącą źródłem poglądów omylnych (doxa), naszych błędów i ignorancji; oraz część nadludzką - zmysły lub intelekt - będącą źródłem wiedzy rzeczywistej (episteme), część wyróżniającą się niemal boskim autorytetem.
Jak dobrze wiadomo, fizyka Kartezjusza, tak zachwycająca pod wieloma względami, okazała się błędna, mimo iż powinna być prawdziwa, jako że oparta była na ideach jego zdaniem jasnych i wyraźnych. O tym zaś, że i zmysły nie są bezwzględnie wiarygodne, a więc nie mają mocy autorytetu, wiedzieli już starożytni nawet przed Parmenidesem — np. Ksenofanes i Heraklit, a także Demokryt i Platon34.
Zadziwiające jest, że nowożytni empirycy, a wśród nich fenomenaliści i pozytywiści, mogli niemal zupełnie zignorować tę wiedzę starożytnych; w większości przypadków zbagatelizowali ją jednak zarówno wówczas, gdy formułowali swe problemy, jak kiedy proponowali ich rozstrzygnięcia. Wierzyli mianowicie, że to nie nasze zmysły, lecz „my sami” mylimy się w naszych interpretacjach tego, co „dane” zmysłom. Zmysły mówią prawdę, a my możemy błądzić, kiedy na przykład formułujemy to w języku konwencjonalnym, przez człowieka stworzonym, niedoskonałym — jak powiadają. Nasz językowy opis bywa błędny, gdy zabarwiony jest przeświadczeniami.
(Winny jest więc język. Twierdzono wszakże, że w pewnym istotnym sensie język jest nam również „dany”, że ucieleśnia
34 Por. niżej s. 275 i n.
mądrość i doświadczenie wielu pokoleń, a jeśli używamy go niewłaściwie, to nie jego to wina. W ten sposób język stał się kolejnym autorytetem, który nigdy nie może nas zwodzić. Jeśli ulegamy skłonnościom i na próżno go używamy, to sami odpowiadamy za kłopoty, na jakie się narażamy. Język bowiem jest zawistnym Bogiem, który nie uwolni od winy, a pogrąży w ciemnościach i konfuzji tego, kto jego słów używa nadaremnie.)
Oskarżając nas i nasz język (lub jego niewłaściwe użycie), można bronić boskiego autorytetu zmysłów (a nawet języka). Ale uczynió to można jedynie kosztem pogłębiania przepaści między tym autorytetem a nami samymi: między czystym źródłem, z którego płynie autorytatywna wiedza o boskiej przyrodzie, a naszymi pełnymi winy jaźniami, między Bogiem a człowiekiem. Jak już wskazywałem, ta idea wiarygodności przyrody, którą dostrzec można u Bacona, jest rodem z Grecji, stanowi bowiem element opozycji miedzy naturą a ludzkimi konwencjami, za które wedle Platona odpowiedzialność ponosi Pindar; można ją dostrzec również u Parmenidesa, który - tak jak niektórzy sofiści (np. Hippiasz), a częściowo również Platon - utożsamiali ją z opozycją między boską prawdą a ludzkim błędem, a nawet fałszem. Po Baconie i pod jego wpływem przekonanie o boskości natury i zawodności ludzkich konwencji odpowiedzialnych za wszystkie błędy i fałsze odgrywało doniosłą rolę nie tylko w historii filozofii, nauki i polityki, ale również w sztukach wizualnych. Przekonać się o tym można, na przykład, na podstawie niezwykle interesujących koncepcji Constable’a na temat natury, wiarygodności, przeświadczeń i konwencji, cytowanych w książce Sztuka i złudzenie E. H. Gombricha. Przekonanie to odgrywało także swoją rolę w historii literatury, a nawet muzyki.