Narodziny i upadek gospodarki rynkowej
na co mieli w ówczesnej rzeczywistości bardzo niewielkie szanse. O ile system speenhamlandzki oznaczał spokojną niedolę degradacji, o tyle teraz pracujący człowiek byi bezdomny w społeczeństwie. O ile system speenhamlandzki podważył znaczenie takich wartości, jak sąsiedztwo, rodzina i życie wiejskie, o tyle teraz człowiek był oddalony od domu i rodziny, pozbawiony korzeni i mającego dla niego ogromne znaczenie środowiska. Krótko mówiąc, system speenhamlandzki oznaczał powolne gnicie w bezruchu - teraz zaś człowiekowi groziła straszna śmierć.
Konkurencyjny rynek pracy powstał w Anglii dopiero w 1834 roku. Z tego powodu nie można mówić o istnieniu kapitalizmu przemysłowego jako systemu społecznego przed tą datą. Prawie w tym samym czasie społeczeństwo podjęło próbę samoobrony, dzięki czemu powstało prawo dotyczące fabryk i ustawodawstwo socjalne, a także narodził się polityczny i przemysłowy ruch klasy robotniczej. To właśnie w ramach próby przeciwdziałania zupełnie nowym zagrożeniom, stwarzanym przez mechanizm rynkowy, działania ochronne niebezpiecznie ścierały się z zasadą samoregulacji systemu. Nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że historię społeczną XIX wieku określała logika systemu rynkowego, wyprowadzona z nowego prawa o ubogich z 1834 roku. Punktem wyjścia tej dynamiki był zaś system speenhamlandzki.
Jeżeli przyjmujemy tu, że badanie systemu speenhamlandzkiego to jednocześnie badanie narodzin dziewiętnastowiecznej cywilizacji, to nie chodzi nam przede wszystkim o jego gospodarcze i społeczne skutki, ani nawet o wpływ, jaki wywarł na nowoczesną historię polityczną. Chodzi o fakt — w dużej mierze nieznany dzisiejszemu pokoleniu - że nasza świadomość społeczna została ulepiona z tej właśnie gliny. Prawie już zapomniana postać nędzarza zdominowała rozważania współczesnych, a piętno tej myśli było tak silne, jak piętno najbardziej dramatycznych wydarzeń w historii. Tak jak rewolucja francuska wiele zawdzięczała filozofii Voltaire’a i Diderota, Quesnaya oraz Rousseau, tak dyskusja o prawach ubogich kształtowała umysły Benthama i Burke'a, Godwina i Malthusa, Ricarda i Marksa, Roberta Owena i Johna Stuarta Milla, Darwina i Spencera. To właśnie oni, obok twórców rewolucji francuskiej, byli ojcami duchowymi dziewiętnastowiecznej cywilizacji. To w dziesięcioleciach, które nastąpiły po stworzeniu systemu speenhamlandzkiego i reformie praw o ubogich, myśl człowieka zwróciła się w stronę własnego społeczeństwa.
Przełom, który na próżno usiłowali powstrzymać sędziowie pokoju z Berkshire i który reforma praw o ubogich ostatecznie uwolniła, przeniósł wzrok współczesnych na wspólnotę. Nagle odkryty został Świat, którego istnienia nikt nie podejrzewał - świat praw rządzących z.lożo-nym społeczeństwem. Choć do narodzin społeczeństwa rozumianego w ten nowy, odmienny sposób doszło w sferze gospodarki, skutki tego procesu miały charakter uniwersalny.
Formą, w jakiej rodząca się rzeczywistość wdarła się do naszej świadomości, była ekonomia polityczna, jej kształt i założenia zostały siłą rzeczy dostosowane do założeń filozofii i teologii, tak by móc odnieść się także do spraw ludzkich. Nieubłagane fakty i bczwględne, surowe prawa ekonomii politycznej, które zdawały się unicestwiać naszą wolność, musiały w ten czy inny sposób zostać z nią pogodzone.
To właśnie był motor metafizycznych założeń, które skrycie wzmacniały pozytywistów i utylitarystów. Bezgraniczna nadzieja i bezkresna rozpacz, z jakimi patrzono na niezbadane jeszcze rejony ludzkich możliwości, stanowiły ambiwalentną odpowiedź naszego umysłu na ułomności, z którymi trzeba się było zmierzyć. Nadzieja - wiara w możliwość osiągnięcia doskonałości - destylowana była z koszmarnych praw dotyczących ludności i plac. Ucieleśniała ją koncepcja B postępu tak inspirującego, że wydawał się on uzasadniać postępującą i bolesną destabilizację, która czaiła się za rogiem. Rozpacz miała się okazać niezwykle potężnym czynnikiem transformacji.
Człowiek został zmuszony do pogodzenia się ze świeckim wiecznym potępieniem: był skazany na wyginięcie własnej rasy albo sam się świadomie skazywał na zagładę przez wojnę i zarazę, głód i występek. Ubóstwo było narzędziem, za pomocą którego przyroda oddziaływała na społeczeństwo. To, że ograniczona ilość pożywienia i perspektywa niepohamowanego przyrostu naturalnego okazały się problemem właśnie wtedy, gdy spadla na nas obietnica niezmierzonego bogactwa - sprawiało jedynie, że ironia losu ludzkiego stawała się jeszcze bardziej gorzka.
Tak oto odkrycie społeczeństwa zintegrowane było z duchowym uniwersum człowieka, jak jednak owa sfera duchowości miała zostać przełożona na realia życia codziennego? Moralne zasady zgody i konfliktu, jako praktyczne wskazówki postępowania, zostały wyostrzone do maksimum i musiały nabrać cech całkowitej sprzeczności. Zgoda tkwiła w istocie gospodarki, interesy jednostki i zbiorowości bvły bowiem w ostatecznym rachunku zbieżne, niemniej harmonijna
101