306
R. Dahrendorf
Paradoks naszego stosunku do drugiego „człowieka” nauk społecznych, człowieka psychologicznego (jak nazwał go Philip Rieff), jest wszelako groźniejszy. Ojcem chrzestnym człowieka psychologicznego był Zygmunt Freud, i to właśnie dzięki niemu twór ten szybko zyskał znaczny rozgłos, zarówno w, jak i poza naukową psychologią. Człowiek psychologiczny jest takim człowiekiem, który nawet gdy zawsze czyni dobro, zawsze też może chcieć czynić zło - jest człowiekiem niewidocznych pobudek, którego nie poznaliśmy lepiej, gdyż zrobiliśmy z niego rodzaj zabawy towarzyskiej. Nienawidzisz mnie? To po prostu oznacza, że tak „naprawdę” mnie kochasz. Niemożność oddzielenia tego, co naukowe, od przedmiotu codziennego nie jest nigdzie tak przytłaczająca, jak w przypadku człowieka psychologicznego; nigdzie więc nie jest też w tak oczywisty sposób konieczne pogodzenie ze sobą tych dwóch światów, a przynajmniej sprawienie, by ich oddzielne istnienie stało się zrozumiale i przez to znośne.
Ogólnie rzecz biorąc, ekonomiści i psychologowie nie byli przygotowani na stawienie czoła sprzeczności ich sztucznego człowieka i prawdziwej istoty ludzkiej; krytyka ich koncepcji funkcjonuje tylko na marginesie obu profesji. Być może taki stosunek jest właściwy, jako że tak przyzwyczailiśmy się do homo oeconomicus i człowieka psychologicznego, że głosy protestu przeciwko tym koncepcjom są rzadko słyszane. Lecz nasza akceptacja „ludzi" ekonomii i psychologii nie sprawia, że dylemat, przed którym stoją, staje się mniej realny. Co więcej, wraz z szybkim rozwojem nauk społecznych pojawiają się dwie nowe naukowe „istoty”: człowiek socjologii i człowiek nauk politycznych. W czasie gdy dyskusja nad ich starszymi braćmi jest daleka od końca, zostaje ona ożywiona, by podać w wątpliwość prawo do istnienia homo sodologicus i komo politicus, czy też nawet by w ostatnim momencie zapobiec ich narodzinom. Podobnie jak cień podążający za osobą go rzucającą, tak i protesty przeciwko brakowi kompatybilności światów zdrowego rozsądku i nauki (zawsze pełnej życia mimo pozorów spokoju) podążają tą samą ścieżką co ludzkie dociekania.
Być może właściwe byłoby dziś zaprzestanie naszych próżnych i wyczerpujących prób ucieczki przed cieniem i stawienie czoła zagrożeniu. Jak człowiek doświadczenia codziennego ma się do „szklanych” ludzi nauk społecznych? [...]
Wszystkie problemy socjologii odsyłają nas do jednego faktu dostępnego naszemu doświadczeniu, podobnie jak są nimi naturalne fakty naszego środowiska. Jest to fakt społeczeństwa, o którym przypomina się nam tak często i z taką intensywnością, że istnieją dobre powody, by nazwać go dokuczliwym faktem społeczeństwa. Samo tylko przypadkowe prawdopodobieństwo z trudem wyjaśni nasze zachowania wobec innych i wobec samych siebie. Przestrzegamy praw, chodzimy glosować, bierzemy ślub, uczęszczamy do szkół, studiujemy na uniwersytetach, mamy swój własny zawód, jesteśmy członkami Kościoła; opiekujemy się swoimi dziećmi, kłaniamy się przełożonym, ustępujemy starszym, rozmawiamy z 'różnymi osobami w różnych językach, czujemy, że jesteśmy stąd, a obcy już z zewnątrz. Nie możemy zrobić kroku ani wypowiedzieć zdania bez wkraczającego pomiędzy nas a świat trzeciego elementu przywiązującego nas do świata, a jednocześnie pośredniczącego pomiędzy tymi dwoma specyficznymi abstrakcjami: społeczeństwa.
Jeżeli istnieje jakiekolwiek wytłumaczenie tak późnych narodzin nauki o społeczeństwie, możemy go poszukiwać we wszechobecności jej przedmiotu, którym jest nawet jej własny opis i analiza. Socjologia zajmuje się człowiekiem w obliczu dokuczliwego faktu społeczeństwa. Człowiek, każdy człowiek, doświadcza tego fałdu, właściwe sam jest tym faktem; a to dlatego, że społeczeństwo, choć może być stworzone niezależnie od poszczególnych jednostek, byłoby jednak bez konkretnych jednostek nic nie znaczącą fikcją. Z tego powodu elementów nauki, której przedmiotem jest człowiek w społeczeństwie, poszukiwać musimy w obszarze, w którym krzyżują się jednostka i fakt społeczeństwa.
jednocześnie jesteśmy usatysfakcjonowani naszym własnym stołem właśnie dlatego, że nie jest on podziurawionym zbiorem cząsteczek w ciągłym ruchu".
[...] W punkcie, w którym przecinają się jednostka i społeczeństwo, stoi homo sociologicus, człowiek jako nosiciel z góry narzuconych społecznie ról. Dla socjologa jednostka ta j e s t swymi rolami społecznymi, a role te są ze swej strony dokuczliwym faktem społeczeństwa. Rozwiązując swe problemy, socjologia nieodzownie traktuje role społeczne jako elementy swej analizy; jej przedmiotem jest struktura ról społecznych. [...]
II
Próba zredukowania człowieka do homo sociologicus w celu rozwiązania pewnych problemów nie jest ani tak arbitralna, ani tak nowa, jak mogłoby się wydawać. Podobnie jak homo oeconomicus i człowiek psychologiczny, człowiek jako nosiciel ról społecznych nie jest zasadniczo opisem rzeczywistości, lecz konstruktem teoretycznym. Mimo że wiele działań naukowych może przypominać zabawę, niewłaściwe byłoby postrzeganie tego jako nieistotnego( dla realności doświadczenia. Paradoksy stołu fizyka i zwykłego stołu, człowieka socjologicznego i człowieka z ulicy, nie są w żaden sposób końcem i celem nauki; są raczej zupełnie niechcianą i kłopotliwą konsekwencją wysiłków naukowca próbującego badać niedostępne w inny sposób segmenty świata. Co ważne, atom i rola społeczna, choć wynalezione, nie są tylko wynalazkami. Są kategoriami, które wielokrotnie i w wielu miejscach pod różnymi nazwami nasuwały się z niewytłumaczalną silą naukowcom próbującym zrozumieć naturę lub człowieka w społeczeństwie. Gdy zostały już wymyślone, nie są jedynie znaczące, to jest operacyjnie przydatne, lecz także i wiarygodne. W pewnym sensie są kategoriami oczywistymi.
Warte zauważania jest to, że zarówno atom, i jak i rola, otrzymały swe dzisiejsze nazwy już wtedy, gdy zostały stworzone ich koncepcje, oraz że nazwy te pozostały niezmienione przez stulecia. Odnośnie do atomu wyjaśnienie jest oczywiste; słowo d%opov mówi samo za siebie, a pojęcie to w dzisiejszym znaczeniu odwołuje się do jego pierwszego użycia przez Demokryta. Rozwój pojęcia roli społecznej jest bardziej skomplikowany i bardziej pouczający. Można pokazać, że wielu autorów - poetów, uczonych, filozofów- próbując opisać punkt zetknięcia jednostki i społeczeństwa, wprowadziło identyczne lub przynajmniej pokrewne pojęcia. Słowa, które stale napotykamy w tym kontekście, to maska, persona, postać lub rola. Pomimo że podobnie jak w przypadku atomu istnieje tu stała tradycja terminologiczna, wydaje się, że wielu autorów niezależnie od siebie zaproponowało nie tylko to samo pojęcie, aie nawet tą samą nazwę - jak gdyby chcieli udowodnić, że mimo wszystko nazwy niosą ze sobą pewną treść.
Rola, persona, postać i maska są słowami, których podstawowy kontekst, uwzględniając naturalnie różne stadia rozwoju języka, znajdujemy w tym samym miejscu, a mianowicie w teatrze. Mówimy o dramatis personae lub osobach dramatu, których rolę gra aktor; i nawet jeżeli dziś zwykle nie nosi maski, słowo to ma równie wyraźny rodowód teatralny. Określenia te mają szereg cech wspólnych. 1) Wszystkie oznaczają coś danego aktorowi na daną okazję, coś wobec niego zewnętrznego. 2) To „coś” może być opisane jako złożone sposoby zachowania, które 3) z kolei łączy się z innymi podobnymi zestawami, by stworzyć całość, która w tym sensie jest „partią” (na co wskazują łacińskie pars i angielskie part jako określenia rob aktora). 4) Jako że te sposoby zachowania są aktorowi dane, musi on się ich nauczyć, by odegrać swą rolę. 5) Z punktu widzenia aktora żadna rola, żadna dramatis persona nie jest wyczerpująca; może on się nauczyć i odegrać wiele ról. [...]
Ściślej mówiąc, metafora theatrum mundi jest jednak tylko pośrednim dowodem na rzeczywistą potrzebę i odwieczne użycie kategorii roli w znaczeniu nadanym jej w tym eseju. Jeżeli, jak dotychczas, świat widziany jest jako gigantyczna sztuka, każdy w niej grający otrzymuje tylko jedną maskę, jedną personę, jedną postać, jedną rolę (od boskiegę „reżysera” będącego częścią metafory od czasów Platona). Jednak naszą intencją jest wyjście poza to jednostronne widzenie człowieka. Naszym celem jest rozłożenie działania ludzkiego na części składowe i przez analizę tvr.h ozpśpi Hutami a-----