w Sztokholmie pod wodzą Ulfa Hannerza. Już w pierw-szych, roboczych sprawozdaniach Hanperz, cytowany przez autora Kłopotów z kulturą, zaprzecza,'jakoby prowadzony , przez niego zespół, uległ typowemu dla antropologów skrzywieniu, polegającemu ponoć na obsesyjnym zainteresowaniu różnicą w kulturze: „Ludzie w moim ulubionym nigeryjskim mieście piją coca-colę, ale piją też burukutu; dzięki telewizorom [...] oglądają Aniołki Charliego i grających na bębnach muzyków Hausa. Mam wrażenie, że system świ atowy, bardziej niż prowadząc do masowej homogenizacji kultury na skalę globalną, zastępuje.jedno zróżnicowanie innym; a nowe zróżnicowanie opiera się relatywnie w większym stopniu na wzajemnych powiązaniach i w mniejszym na autonomii”23.
Pełne wyniki Hannerzowskich badań prowadzonych w ramach projektu „Narodowe i transnarodowe procesy kulturowe” można znaleźć w sumującej je pracy Transnational Connections. Przyglądając się rastafa-rianom w Amsterdamie, wizycie, Jana Pawia II u ju-katańskich Majów czy reakcji nowojorskiej ulicy na wieść o fatwie nałożonej na Salmana Rushdiego (po jednej stronie Broadwayu dobrze wykształceni Amerykanie wznosili okrzyki w rodzaju „Hej ho, hej ho, wy ź Hezbollahu chodźcie no!”, po drugiej natomiast imigranci muzułmańscy nieśli transparent z hasłem „Islam popiera dialog”24), sztokholmski antropolog posługuje się mrocznym terminem „multikulturowe-&o infernp”. Nie powinien on jednak przesłaniać wymowy całości, Hannerz bowiem potwierdza przy toczone wcześniej przeświadczenia. Globahzagą, rozumiana jako wiązka procesów zachodzących .w.^sposób niezależny od konkretnych terytoriów lokalnych,, ma znaczenie dalece ograniczone. W święcie współczesnym dominuje miast niej „transnarodowość”,;przekraczająca, co prawda, konteksty lokalne, ale mocno w nich zakorzeniona. Pojmowana przez taki pryzmat globalizacja, ujawniająca swój segmentarny, zmienny i notorycznie niejednolity, charakter, nie tyle unieważniła utrwalony podział na centra i peryferie, ile raczej je zdyslokowała. Trudno nie dostrzec faktu, jak ujmuje to badacz, kreolizacji dotykąjącej tak peryferii, jak i centrów: „Londyn, Paryż i Nowy Jork są nowymi domami. dla pisarzy takich, jak Salman Rushdie i Ben Okri, dla muzyków takich, jak Youssou N’Dour lub Manu Dibongo, nie' mówiąc o setkach tysięcy anonimowych migrantów”25. Konkluzja jego badań - prowadzonych w duchu etnograficznej „multilokalnoś-ci”26, która zajmując się zagadnieniem tożsamości, nie ogranicza się tylko do jednego jej wymiaru, jakim jest lókalność - brzmi następująco: różne światy oznaczają zasadniczo różne globalizacje27.
Zapytąjmy zatem - po przyjrzeniu się globalnej scenie dyskursu - jak proces globalizacji przebiega najbliżej nas, w Polsce. Zjawiskiem, które potraktujemy w tym celu jako rodząj kulturowej soczewki, będą Wiejskie Alternatywne Społeczności (WAS).
Organizacja ta powstała w 1998 roku, a w oficjalnych oświadczeniach jej twórców możemy przeczytać: „W swoim zamierzeniu WAS łączyć ma najczęściej ludzi z rriiasta, którzy osiedlili się na wsi, szukając w praktyce bardziej ludzkiego sposobu na życie niż ten proponowany w mieście”28. Programowym założeniem uczyniono ideę, wedle której ludzie przenoszący się na wieś mogą stać się istotnymi partnerami w procesie przekształcania polskiej wsi i tworzenia w jej ramach silnych społeczności lokalnych. Podczas pierwszego oficjalnego spotkania przedstawicieli alternatywnych
265