Chciałam, by Bron przyznał, że się mylił. Chciałam udowodnić, że mam rację, więc wskazałam palcem i dodałam:
- Poza tym Reginald jest tam, z Majorem i Feronem.
Pokazałam palcem na grupkę pod drzewami i w tej
samej chwili zdałam sobie sprawę z nieobecności trolla.
Do rozpoczęcia przedstawienia zostały nam dwie minuty, a my, zamiast zajmować swoje miejsca, brać głębokie oddechy i recytować prywatne formułki uspokajające, zebraliśmy się w kółeczku wokół Brona. Nadal trzymałam kartkę jak zdechłego szczura.
- Reginald ma Lucję - powtórzyłam słowa Brona.
- I mówi... - Bron przerwał, by wyjąć kartkę z mojej ręki. - Chcę to powtórzyć dokładnie. „Zwyciężycie, to ona wróci. Odejdziecie, to zostanie ze mną”.
Czytał dalej, po cichu.
- No tak, warunki...
Tu przerwał mu Major, który podszedł tak cicho, że wcale go nie słyszałam.
- Nie zaczynamy o czasie? Chyba stracimy przez to punkty. A nie można sobie pozwolić na stratę punktów, jeśli startuje się z czymś takim. - Wskazał z niesmakiem na naszą scenę.
Floss zrobiła dwa powolne, łagodne kroki w stronę Majora.
- Gdzie ona jest? - zapytała spokojnym tonem, a mimo to widziałam, że Major aż się cofnął, zanim nad sobą zapanował.
- Lucji nie było w warunkach umowy - dodała Floss.
- Wszystko się zmienia. Przecież wiesz. Wszystko zawsze jest w ruchu.
Floss nie zaszczyciła go odpowiedzią. Przeszła obok niego, jakby mijała niezbyt interesujący eksponat u El-bego, i podeszła do małej grupki, skupionej przy jej rodzicach.
- Floss, skarbie, jak dobrze cię widzieć. - Jej matka miała piękny głos, który wspaniale się roznosił w wieczornym powietrzu, za co nagle ją znienawidziłam. -Wszyscy tak się cieszymy, że postanowiłaś wrócić. Szczególnie twój brat za tobą tęsknił.
- Jeśli mówisz o Fredzie, to już rozmawialiśmy. Jeśli o Feronie, to śmiem wątpić.
- Ależ Floss, o czym ty mówisz? - zapytał Feron.
Floss zesztywniała, ale w końcu była z królewskiego
rodu i teraz dało się to poznać. Nie spojrzała na Fero-na, nie odezwała się do niego. Zamiast tego skierowała spojrzenie i słowa ku swojej matce.
- Tak naprawdę, matko, jak wiesz, jestem w domu już od jakiegoś czasu. Po prostu nie odwiedziłam was. -Jej głos niósł się ku tłumowi jeszcze lepiej niż głos jej matki. - Przyszłam tu powiedzieć, że jeśli Łucję spotka coś złego, co nie dotyczy nas wszystkich, osobiście zapewnię ci nieszczególnie ciekawą przyszłość.
- Grozisz mi? - zapytała jej matka. - Ty?
- Obiecuję - warknęła Floss.
- Przypuszczam, że wygnanie jest łatwiejsze do przyjęcia dla grupy. - Matka Floss powiedziała to głosem, jakim mogłaby przeczytać prognozę pogody w porannej gazecie.
- Powtarzam, cokolwiek się stanie, lepiej, żeby Łucja tu z nami była.
Matka Floss machnęła ręką w iście królewskim geście władcy do poddanego.
- Nie mam nic wspólnego z tą twoją zaginioną znajomą. Kiedy będzie po wszystkim, możesz omówić swoje problemy z Majorem albo Feronem. Major jest taki
16 - Mrok kwiatów 241