62 Platon
którymi kierował się jego ojciec. Rozwścieczeni żołnierze zgromadzili się tłumnie i twierdzili, że do tego nie dopuszczą. Postanowił wówczas spróbować siły i rozkazał zamknąć bramy twierdzy. Rzucili się wtedy prosto na mury z jakimś dzikim okrzykiem wojennym. Dionizjos przeraził się, przyobiecał wszystko i coś jeszcze ponadto zebranym lekkozbrojnym. Szybko rozeszła się jakoś pogłoska, że to Heraklejdes był sprawcą tego wszystkiego, Heraklejdes dowiedziawszy się o tym znikł od razu z oczu i zatarł za sobą ślady. Dionizjos pragnął go przychwycić, nie bardzo wiedząc jednak, jak się wziąć do tego, posłał do Teodotesa i kazał mu się stawić u siebie, w ogrodzie pałacowym. Przypadkiem zdarzyło się, że i ja przechadzałem się właśnie wtedy po ogrodzie. O czym rozmawiali z sobą nie wiem i nie dosłyszałem tego, to tylko, co w mojej obecności powiedział Teodotes do Dionizjosa, to wiem i to zapamiętałem.
„Platonie — powiedział bowiem — usiłuję przekonać □to Dionizjosa, żeby, o ile uda mi się przywieść tu Hera-klejdesa dla dania wyjaśnień w sprawie oskarżeń, które na nim teraz ciążą, jeżeliby już nie uważał za stosowne pozwolić mu pozostać na Sycylii, zechciał przynajmniej —
0 to go proszę — zgodzić się na to, aby mógł wraz z synem
1 żoną udać się na Peloponez i tam, nie wszczynając oczywiście żadnych knowań przeciwko Dionizjosowi, zamieszkać i korzystać z dochodów swego majątku. Poczyniłem już przedtem pewne kroki, żeby go tu ściągnąć, i jeszcze i teraz ściągnąć go popróbuję; być może, że poprzednie moje wezwanie, albo to teraz, odniesie jakiś skutek. Dionizjosa zaś proszę o to i błagam., aby, jeżeli ktoś spotka Heraklejdesa, czy gdzieś w okolicy, czy tutaj na miejscu, nie stało mu się nic złego poza tym, że będzie musiał
opuścić kraj do czasu, aż Dionizjos nie zmieni swego postanowienia. Przystajesz na to?” — powiedział, zwracając się do Dionizjosa.
A on: „Przystaję, i nawet gdyby się pokazał w pobliżu Twego domu, nic złego mu się nie stanie wbrew temu, co tu zostało powiedziane”.
Nazajutrz pod wieczór wpadli do mnie gwałtownie Eurybios i Teodotes niesłychanie wzburzeni. I Teodotes: „Platonie, byłeś przecież wczoraj przy tym jak Dionizjos wobec mnie i Ciebie przyrzekł swą zgodę w sprawie Heraklej desa?”
„Oczywiście” — odparłem.
„Tak, a teraz — powiada on na to — robią żołnierze wszędzie naokoło obławę na Heraklejdesa. Musi prawdo- 34? podobnie tu być gdzieś niedaleko. Ale choć z nami za wszelką cenę do Dionizjosa”.
Poszliśmy więc i udaliśmy się do niego. Oni obydwaj stali płacząc i nie mówili nic, ja zaś odezwałem się: „Oni się boją, że mógłbyś wbrew temu, coś wczoraj przyobiecał, postanowić coś gorszego w sprawie Heraklejdesa. Wydaje się bowiem, że już zostało odkryte, że on tu gdzieś jakoś zawrócił w te strony”.
Gdy to usłyszał, spłonął cały i zaczął się mienić na twarzy, jak to bywa w gniewie. Teodotes padł przed nim, chwycił go za rękę i błagał z płaczem, aby nie postanawiał nic złego. Wówczas ja, przerywając i uspokajając go: „Odwagi, Teodotesie, — rzekłem — Dionizjos nie poważy się przecież zrobić coś wbrew temu, co wczoraj przyobiecał”.
Wtedy spojrzał na mnie i tonem prawdziwego tyrana: „Jeżeli chodzi o ciebie — rzekł -—• niczego Ci w ogóle nie obiecywałem, ani małych ani dużych rzeczy”.