NATURALIZM 599
Termin „naturalizm” w zastosowaniu do literatury niemal od momentu swoich narodzin zaczął funkcjonować jako wyraz nacechowany ujemnie, czasem nawet jako obelga. Rzadko natomiast pojawiał się jako nacechowany pozytywnie lub jako neutralna nazwa kierunku literackiego. I ten charakter wyraz zachował do naszych czasów.
Współcześni szukali genezy naturalizmu w sytuacji politycznej i społecznej Francji, narodu
0 bogatej przeszłości kulturalnej, ale przeżytego i starego, a co więcej przytłoczonego militarną
1 polityczną klęską lat 1870—1871 (Sienkiewicz, W. Spasowicz), albo też w ogólnym rozwoju Europy Zachodniej, jej wielkoprzemysłowej cywilizacji, sytuacji człowieka, nędznej drobiny na tle nowoczesnej metropolii przemysłowej, oddającej swe siły i swe życie wielkiej, anonimowej produkcji fabrycznej (L. Krzywicki, Lafargue).
I ten nowoczesny, groźny świat cywilizacji przemysłowej: wielkie miasto, fabryki, magazyny, kopalnie, wielkie mieszczańskie kamienice, to jedno oblicze „natury”, które zafascynowało naturalistów i które zamierzali odtworzyć. Ale było jeszcze inne — rozwój myśli naukowej, która była podstawą technicznych zdobyczy, a która zdominowała także dziedzinę filozofii i refleksji humanistycznej. Czołową rolę odgrywały tu nauki biologiczne, nauki o życiu, jak np. fizjologia czy psychologia.
I to drugie oblicze natury — jako materialnego świata pozaludzkiego, istniejącego poza nim i niezależnie od niego, a warunkującego jego istnienie, zafascynowało pisarzy. Stał się więc człowiek cząstką natury, jak przedtem był dzieckiem lub dziełem Boga, cząstką podległą jej prawom jak wszystkie inne jej twory. Do dawnej nazwy człowieka naturaliści dodali człon nowy, nazwali go „człowiek-zwierzę” (La bete humaine <1890) Zoli). Wbrew utartym poglądom nie ograniczali do niego swych zainteresowań. Przeciwnie nawet, stwierdzali, że chociaż całe zwierzę mieści się w człowieku, to nie cały człowiek mieści się w zwierzęciu.
Za zasadnicze zadanie literatury Zola uznał poznanie człowieka i otaczającej go rzeczywistości socjologicznej i biologicznej: poznanie przez obserwację jej elementów, przez eksperymentalne prowokowanie procesów w niej zachodzących (ten element należy do najczęściej i najgwałtowniej atakowanych składników jego teorii), a następnie poprzez jej opis, przez przedstawienie wyników badania w dziele literackim. „Pobić Meduzę jej własnym obrazem” — powie o tych dążeniach naturalistów K. Irzykowski.
To zadanie można będzie, zdaniem Zoli, wykonać tylko pod warunkiem przyjęcia właściwego filozoficznego punktu wyjścia, ograniczającego świat do poznawalnej naukowo materii. Zwolennicy i adepci naturalizmu godzili się na świat ludzki zdeterminowany czynnikami biologicznymi, ekonomicznymi i społecznymi, a także dziedzictwem minionych epok, a więc niezależny od poczynań jednostek, a nawet wielkich indywidualności. Świat ten uznawali za poznawalny i wyjaśnialny. Dyskutantom szło nie tyle o wartości estetyczne, ile o podstawowe założenia filozoficzne, o koncepcję świata i człowieka.
Naturaliści byli fanatykami prawdy i fanatykami postępu, przy czym bliscy byli koncepcji postępu automatycznego, dokonującego się przez sam bieg czasu. Nauka, zdaniem Zoli, może przyspieszyć te pozytywne zmiany. Był on więc reprezentantem optymizmu poznawczego, wierzył w nieskończone niemal możliwości rozumu ludzkiego, wyznawał także optymizm, który można byłoby nazwać historycznym, przekonany był bowiem, że żyje w epoce szczególnych osiągnięć ludzkości, choć równocześnie wierzył, że nie osiągnęła ona bynajmniej kresu swych możliwości.
Ten aprioryczny, „założony” niejako optymizm pozostawał w jaskrawej sprzeczności z pesymistycznymi wnioskami wynikającymi z praktyki pisarskiej, z poznawczego penetrowania jednostki ludzkiej i społeczeństwa ludzkiego, z bliższego przyjrzenia się życiu i jego prawom. Naturalizm jest „w pierwszym swym stadium filozofią niemocy i rozpaczy, ale niemocy, która się puszy, i rozpaczą, która przybiera pozory triumfu” (R. P. Longhaye). „Błękitny kwiatek jutra na nawozie dnia dzisiejszego” — określił naturalizm współczesny filozof (R. Aron).
Przekonany o potędze nauki, tak bezkrytycznie wierzący w jej dobroczynny wpływ na stan teraźniejszy i przyszłość ludzkości, Zola i literaturę chciał upodobnić do nauki, nadać jej większą godność przez zatarcie dzielących te dwie dziedziny różnic. Pokusił się o przystosowanie wyników C. Bernarda do zasad pracy i metod postępowania uczonego, posuwając swą indentyfikację uczonego i powieściopisarza tak daleko, że niekiedy zastępował tylko w tekście wielkiego fizjologa wyraz „uczony” wyrazem „pisarz”. Przestrzegał także pisarzy przed próbami dokonywania syntezy przeprowadzonych obserwacji, ponieważ wtedy musieliby formułować hipotezy, które nie są przecież analizą, i naruszyliby w ten sposób naukowy charakter powieści: „Dzieło prawdy jest wieczne, podczas gdy dzieło zrodzone ze wzruszenia może pieścić uczucie jednej tylko epoki” (Le naturalisme au theatre, 1881).