^je ilość układów geometrycznych jest ograniczona. Moiiiwość odmian musi uC wyczerpać. Toteż kompoz>cje, na ty di układach oparte, stają się eonu bardziej do siebie podobne. Powtarzają się. Wprowadzą tu jakieś przesunięcie os£ jakieś nieznaczne zamącenie Linii, gdzie indziej jakieś swobodniejsze
rozchylenie kąta, ale sam plan rusztowania nie ulega zmianie. I zaczyna nudzić. A wtedy pojawia się nowa tendencja, oczywiście tendencja odwrotna: zrywanie ze schematem w ogóle. Zarzuca się układy proste i wpada się w chaos. 7n„H»ł układ, wiwat rozkład. Postulat ładu zostaje skazany na banicję. Historia kompozycji malarskiej jest to gra tenisowa między geometrią a alormią.
7»rtwvi»i pytanie, czy jest możliwa forma ładu artystycznego, który by nie opierając się na coraz bardziej nudzącym geometryzmie, mógł pomimo to stać się s ścisłej i logicznej budowy dzieła sztuki.
Wydaje mi się, żc taka forma ładu jest możliwa i że prędzej czy później przedostanie się w dziedzinę sztuki. Formą tą jest pojęcie organiczności. Ustrój organiczny stanie się kiedyś modelem budowy dzieła sztuki. Poszczególne części pozostawać będą względem siebie w stosunku ścisłej za
leżności funkcjonalnej i ta zależność będzie jedyną jednością dzieła. Budowa rińpła sztuki się znacznie bardziej skomplikowaną. Związek poszcze
gólnych części stanie się coraz bardziej odległy, ale niemniej ścisły. Jedność dzieła nic będzie refleksem jedności tematu lub jedności schematu, ale rezultatem nieodwracalnego, organicznego układu jego części. Tego ro
dzaju ustosunkowania organiczne obserwujemy dokoła nas. Spotykamy je w świecie przyrody. Niewątpliwie już one mogłyby sugerować nam ideę organiczności konstrukcyjnej. Ale organizmy przyrodnicze obok struktury specyficznej (organicznej) i mogącej służyć za źródło inspiracji kompozycyjnej posiadają przeważnie inną jeszcze właściwość, właściwość która neutralizuje zaletę poprzednią: są przeważnie zbudowane symetrycznie. Równocześnie więc ze swą budową organiczną sugerują one budowę symetryczną, więc geometryczną, więc tę budowę na zasadzie której porządkowane były dotąd dzieła sztuki a z której wyjść nie mogą. Ale Istnieje organizm, nie obarczony nudnym 1 coraz mniej znośnym ładem geometrii : mas a-społeczeństwo. Jest to najcudowniejszy organizm, piękniejszy niż wszystko co stworzyła
natura; złożony i precyzyjny w twym funkcjonowaniu jak maszyna; zbudowany na zasadzie jak najściślejszej zależności funkcjonalnej; powiększający ciągle tę zależność, a tym samym spajający coraz silniej jedność całości; wytwarzający lad najkunsztowniejszy, jaki można sobie wyobrazić; masa-społcczeństwo: cudowny, najbardziej organiczny organizm. Przy tym: organizm którego budowę i funkcjonowanie wszyscy widzimy i odczuwamy, organizm na który nic patrzymy z zewnątrz, ale w którym tkwimy, organizm który utrzymuje się nami, naszą osobą i pracą, organizm który tworzymy życiem każdej naszej godziny. Organizm ten hipnotyzuje, oddziaływa na jednostkę, rodzi w niej nowy instynkt ładu, potem nowy obraz ładu, potem nową ideę ładu. I gdyby nawet wewnętrzne potrzeby sztuki nic wymagały odnowienia zasad konstrukcyjnych, ten nowy obraz ładu musiałby automatycznie przedłużyć się w świat twórczości artystycznej. Wewnętrzne potrzeby sztuki czynią ten proces pożądanym i wzywają do jego świadomego przeprowadzenia. I można być pewnym, że proces ten się odbędzie. Masa-społeczeństwo narzuci swoją budowę sztuce. Organiczność, znana nam najlepiej z funkcjonowania społeczeństwa, stanie alf Inspiratorką konstrukcji artystycznej. Dzieło sztuki będzie uorganlzowane społecznie. Dzieło sztuki będzie społeczeństwem.
I to jest jeden sposób, w jaki, zdaje mi się, masa wyrazi się w sztuce. Będzie to wyraz masy jako zbiorowości uorganizo wanej, wyraz masy-organizmu, masy-społeczcństwa. Ale w epoce naszej działają siły, które spowodują, że w sztuce znajdzie wyraz takie masa, jako równoczesne zbiorowisko jednostek, masa-su ma, masa-tlum.
Jedną z najistotniejszych cech naszej epoki jest inwazja czynnika ekonomicznego we wszystkie sfery działalności ludzkiej. Mitologia każdego czynu jest historią pieniądza. Stosunek dochodu do rozchodu decyduje o każdym przedsięwzięciu; umożliwia je albo też uniemożliwia. Byłoby rzeczą
zgoła nienaturalną, gdyby prawo to w biegu swoim ominęło sztukę. Nie ominęło jej. Twórczość artystyczna, jak każda inna, czuje na sobie bat praw ekonomicznych. Związek estetyki z ekonomią suje się coraz silniejszym. Są tacy, którzy z tego powodu przybierają postawy katońskie i jeśli nic są łysi, drą włosy, a jeśli ich nic mają, drą gardła i krzyczą: O tempora! Parnas runął
39