3
W pewnych grupach artystów, zbliżonych do proletariatu, bruździ się mylne zdanie, że sztuka jako twórczość samodzielna przeżyła się i te artysta powinien wziąć się do obrabiania życia. Plastyk niech projektuje kształty naczyń, mebli, choćby nawet aeroplanów, a literat niech pizze odezwy, niech układa teksty inscratów lub daje literaturę agitacyjną.
Hasia te dziwnie przypominają idee, szerzące się wśród bogatej burźuazji. Nieraz pan o wybielonej pudrem twarzy, o wlotach srebrzących się pomado* wymi lśnieniami, stawiając nogę na stopniu pięknej limuzyny, wpółobrócony do przyjaciela, którego zostawia na trotuarze, wachlarzowym ruchem ręki wskaże na przebieg radosnych aut i zakropkuje swe opinie życiowe takim zdaniem: życie samo jest dzisiaj tak piękne, że sztuka jest już niepotrzebna.
Bliskie być muszą sobie owe dwa poglądy, skoro odpowiedź na oba jest jedna: i upiększanie życia i piękno życia nie mogą obejść się bez sztuki.
Kto każe artyście projektować kształty naczyń, ten z góry przyjmiye jako założenie, że kształt naczynia nie jest wyłącznic wewnętrzną sprawą przemysłu. Mogłsby przecież o nim decydować jedynie zasada celowości i poziom techniki przemysłowej. Mógłby on wynikać jedynie z funkcji, którą ma spełniać, i ze stopnia w jakim przemysł danego kraju w danej fazie swego rozwoju do tej funkcji dostosować go potrafi. Z chwilą jednak, kiedy w sprawie kształtu przedmiotów użytkowych oddaje się glos reprezentantowi piękna, to tym sa-®yn przyjmuje się tworzenie piękna jako odrębną dziedzinę twórczości, leżącą pozą życiem praktycznym, a tym samym niepostrzeżenie przyjmuje się takie konieczność istnienia sztuki. Musi więc istnieć sztuka, aby mogło istnieć upiększanie życia.
Kto zaś sądzi, że życie jest tak piękne lub w bliższej czy dalszej przyszlofci będzie tak piękne, że sztuka stanie się zbyteczną, ten nie zdaje sobie sprawy * tego, że cuda żyda nie niszczą sztuki, lecz przeciwnie, oczekują jęj. Nic* zwykłości i piękna życiowe istniały w każdej epoce historii, a jednak sztuka trwała; zmieniała się, lecz trwała. Epoka pierwszych podróży oceanicznych obfitowała w przeżycia, których natężenie i czar przewyższały zapewne bardzo
znacznie to wszystko, co dają lotnicze przeżycia naszych czasów, a jednak źródeł przeżyć artystycznych nie zniszczyły. Nie zdołały tego uczynić już choćby z tego powodu, żc człowiek zachwycony wykrzykuje swój zachwyt. Ten wy krzyk czeka na literaturę, aby w niej poznać się ze samym tobą. Bo piękno życia tak długo nie może być zupełne, Jak długo literatura go nie wypowlo.
Sztuka w proletariacie
i
Lubię politykę namiętnie. Serio. Namiętnie. Jestem ofiarą dzienników. Dziennik jest nowym zmysłem, za pośrednictwem którego stykamy się ze świa- * tern. Niewątpliwie. W dzienniku można znaleźć wszystko, od miejsca Wenery na niebie aż do odstawienia Merkurego do aresztu. Wszystko, wszystko. Niewątpliwie. A jednak wśród tylu rozmaitości, jakimi mienią się czarne lamy na siwym papierze, najwięcej interesuje mnie zawsze polityka.
Polityczny dramat naszych lat, wprawiany w ruch sprzecznościami potęg, ciosami słów i dotykami idej, komponuje się w dzienniku z intrygującą chytro ścią. W każdym numerze fakty, które kwitną domysłami, i domysły, które mają wyróść w fakty. Czy domysły sprawdzą się? Które? Czyje? A fakt, który stal się wczoraj, jakie następstwa będzie miał jutro, dzisiaj wieczorem, nie: za godzinę ? Ciągłe pytania, i co dzień cząstki odpowiedzi, co dzień cząstki. Osoby tego pasjonującego dramatu są liczniejsze niż w teatrze, ale za to dłużej działają na scenie i powolnie) dają się poznać. Politycy. Siedzę ich, i wierząc mi, przypatrzę im się uważnie, gdy spotykam ich w pumach ilustrowanych. Nieraz już zdarzyło mi się nawet, te zmyliwszy w fotografiach grupowych związek między numerami a nazwiskami, rozpoczynałem na nowo przegląd figur „od lewej strony ku prawej**. A, tak. Lubię politykę namiętnie. Co wieczór ciągną mnie ku sobie dzienniki i co wieczór przez kilka godzin zgar-biam się nad światem wytłoczonym w papierze.
131