PROBLEMY SPOŁECZNE
nj rutai (wykonując zawód stolarza, górnika i tym podobne), starali się od wielu lat o wyjazd do Niemiec. Gdy wreszcie wyjechali, najpierw była dsza, a później zaczynali swoim sąsiadom przysyłać „pakety”, czyli paczki z kawą, słodyczami i innymi oznakami dobrobytu. Ale gdy tym sąsiadom udało się załatwić robotę, czyli tak zwane saksy, i przy tej okazji składali wizytę lub mieszkali u byłych Ślązaków, to okazywało się, że ich status nie jest tam tak wspaniały jak wielki jest ich dobrobyt materialny w porównaniu z ówczesnym polskim. Otóż ci śląscy Niemcy mieszkają w innej dzielnicy niż „prawdziwi Niemcy”, ich synowie nie mieli randek z córkami tamtych i nie byli nazywani Niemcami, lecz Polaczkami. Gdy zdarzyło się, że ktoś z nich utraci! pracę, to nie kierował swojej wrogości wobec Niemców, którzy go zwolnili, lecz mówił „Och, te Turki i Greki, jest ich pełno i zabierają nam robotę w fabryce. Co za męty!”.
Podobnie jest z polskimi emigrantami w Stanach. Dzielą się na tych, którym się „udało” (mają pracę w swoim zawodzie), i tych, których spotkała frustracja, ponieważ wykonują pracę poniżej (czasem znacznie poniżej) ich wykształcenia. Stopień wrogości wobec mniejszości etnicznych meksykańskiego lub murzyńskiego pochodzenia, stanowi linię tego podziału. Sfrustrowani Polacy z polskim dyplomem uniwersyteckim, kw* rzy wykonują pracę fizyczną, nie korzystają na przykład z mikrofalówki, by podgrt? lunch w miejscu pracy, ponieważ „Ci Meksykanie to takie brudasy, że nie ma się ochoty jeść posiłku wstawionego do ich wykipiałęj fasoli”. A jeśli przyjechali do Arizony z Chicago, to po odwiedzeniu tamtego miasta mówią: „No, nasza dzielnica już nie wyj® da tak jak wcześniej. Oni zaczynają się tam wprowadzać”. Wiadomo, kim są ci „o®; Można być pewnym, że sfrustrowany niemiecki emigrant mieszkający w Arizonie mów* dokładnie to samo o Polakach.
fiU'
lub
Gotowość do wyżywania się na kozłach ofiarnych wybucha z przemożną silą, Sfl sprawca frustracji jest niedostępny, a ból przez niego zadany - ogromny. Koziarni stfl się wówczas przypadkowi ludzie lub grupy, które po prostu fizycznie przypomina sprawcę nieszczęścia. Przez szereg dni po terrorystycznym ataku na Stany Zjednoc*0* ne odnotowywano w różnych miejscach tego kraju akty pobicia, psychicznego molesj®' wania i - niestety - nawet zabójstwa amerykańskich mieszkańców, którzy „wyglądać muzułmanie”; czy to z wyglądu fizycznego, czy z nazwiska. Dla nieobeznanego z nw manami oka amerykańskiego obywatela nawet Grecy wyglądali „podejrzanie" i wali się obiektem prześladowań. Co więcej, byli nimi nie tylko dorośli (w tym studenci arabscy na uniwersyteckich kampusach, co znaczy, że poziom wyksztajSjl sprawcy ataku się za bardzo nie liczy), ale także dzieci w szkołach. Zagrożeni prze!
strację ludzie nie pytają o narodowość i wyznanie religijne, zanim wyciągną pffi* noże. Nieważne, czy jest to Afgańczyk, Sudanczyk, Hindus czy mieszkaniec JM J: Skrzynka, do której pakujemy wrogów - jak się okazuje - jest niezwykle pojemna*, pojemność powiększa się w momencie doznania frustracji przez grupę, która dram®™ nie walczy o odzyskanie poczucia mocy.
Frustracja niekoniecznie musi być jednak przemieszczana. Może być skier0 ^pośrednio na jej sprawcę. Palestyńczycy i Izaraelczycy dokumentują boleśnie t<? “ * widłowość. wyrażaną w aktach rewanżu „Oko za oko, ząb za ząb”.
13.3.3.1 Teoria rzeczywistego konfliktu międzygrupowego
Wrogość wobec innych rodzi się także wówczas, gdy jednostki i grupy rywalizują o ograniczone, a cenne dobra: pracę, awans, wstęp na studia czy dostęp do źródeł pitnej wody. Rywalizacja ta prowadzi do wrogości, która przeradza się w konflikt Tę prawidłowość Bonadch (1972) wyraził w koncepcji znanej pod nazwą teorii rzeczywistego konfliktu międzygrupowego.
Zgodnie z teorią rzeczywistego konfliktu międzygrupowego rywalizacja między grupami o ograniczone dobra wzbudza wrogość, która przeradza się w konflikt
Określenie „rzeczywisty konflikt” akcentuje fakt, że sprzeczność interesów jest bardzo konkretna: jeśli mniejszości etniczne będą uprzywilejowane w dostawaniu się na studia doktorskie, to równie dobrzy biali lub nawet nieco lepsi się nie dostaną. Jeśli Etiopia za-fcyma znaczną część wód Nilu u jego źródeł, to Egipt pozostanie bez wody. Jeśli wygrali demokraci, to wspierane przez konserwatywnych republikanów kompanie handlujące r°Pl będą miały ograniczony biznes, i tak dalej.
Jak wygląda dynamika procesu rywalizacji, która przeradza się we wrogość uprzedze-1113 i konflikt? Pionierskiej analizy tego problemu dokonali Sherif i współpracownicy (1961/1980) w eksperymencie przeprowadzonym „w terenie"; tym razem niemal w dosłownym znaczeniu, gdyż miejscem badania był letni obóz nastoletnich chłopców. Przyjeż-% na obóz, chłopcy nie znali się. Nie było więc „historycznych” powodów do 'testowania wzajemnej wrogości. Ale zaraz po przyjeździe zostali oni podzieleni na dwie Jedna z nich została nazwana „Orty", druga „Grzechotniki". Wystarczył ten stworzo-losowo efekt przydzielenia do grup zróżnicowanych „znakiem identyfikacyjnym", czyli
Rycina 13.4
Rywalizacja międzygru-powa, w tym wypadku drużyn grających mtc* futbolowy, rorprmtm-nia się na ich zwolenników i czasem koriczy się tak jak na zdjęciu