Ciekawe, że ten sam Ostafi, który wypowiada powyższe gorzkie słowa, w Burdzie ruskiej przerwie z niedowierzaniem jeszcze straszniejszą bodaj opowieść Dorosza, a trzeci uczestnik rozmowy, Woydyłło, zarzuci niespodziewanie Doroszowi tendencyjność, gdyż ten — jak podejrzewa — przeszedł „z bojaźniej” na stronę Lachów i „teraz Ruś”, jako może, podaje w ohydę”
(w. 129). Dorosz (postać bliska autorowi) przysięga na wszystkie świętości, że prawdę mówi niczego nie dodając, a także Lachom się nie zaprzedał, lecz pozostał wierny Rusi i prawosławiu.
Mimo iż sam jest Rusinem tak dalece mierzi go „bractwo tych wyrodków”, że zaczyna powątpiewać w czystość uznawanych dotąd wartości. W tym kontekście padają także charakterystyczne zwroty o charakterze samoidentyfikacyjnym:
Ale, widząc postępki takie naszej Rusi,
I o wierze swej człowiek powątpiewać musi,
Gdyż (...)
Dobre drzewo owocu złego nie urodzi.
Matka nasza jest cerkiew powszechna; tej matki Widząc tysiąckroć gorsze nad pogany dziatki [...]
Muszę się matki takiej (odpuście mi) wstydzić:
Niedobre towarzystwo, gorsze bractwo z czarty.
(w. 133-141; podkr. E. Cz.)
Jakkolwiek Ostafi po chwili spróbuje zarzuty obu rozmówców Dorosza obrócić w żart, a jemu przyzna rację, sprawa na żart w żadnym wypadku nie wygląda. Natomiast podnosi dramatyzm i wzmacnia dramatyzmem przeżycia wewnętrznego. Ukazuje nader konsekwentnie, jak Rusini, bo wszyscy trzej są Rusinami, przeżywają powstanie kozackie. Tytuł Burda ruska, a w tekście Kozaczyzny określenie „burda kozacka” (w. 193), sugerują zresztą, że kozacy też mogą być różni (por. wspomniany Żywot Kozaków Lisowskich), tak samo jak różni są chłopi i lud. Zatem nie chłopi walczą przeciwko panom, nie Rusini przeciwko Lachom, nie prawosławni przeciwko katolikom, nie lud przeciwko nielu-dowi, lecz źli ludzie (spośród rusińskiego — siłą rzeczy, bo innego tam nie było — chłopstwa), w których odezwały się zbójeckie instynkty, zbuntowali się przeciwko innym (lepszym) i w sojuszu z pogańskimi Tatarami zaczęli uprawiać otwarcie rozbój.
Dalsza literatura podchwyciła wprawdzie oba wątki: etniczny i społeczny, uprawiając je zarówno oddzielnie, jak razem. Jednak bardziej interesujący i twórczy wydaje się tutaj wątek trzeci. Otóż Sielanki nowe ruskie zdają się świadczyć, że perspektywa ludowa sprzyja ukazaniu Kresów jako autentycznej różnorodności: etnicznej i społecznej. Dzięki niej możemy wreszcie tę różnorodność zobaczyć i doświadczyć z różnych punktów widzenia. To pierwsze. A drugie — perspektywa ludowa, choć pozornie tylko „regionalizuje” problematykę, w istocie zmierza ku uniwersalizmowi. Podnosi to, co ludowe, lokalne i konkretne, do tego, co uniwersalne, ogólnoludzkie. Konkretna różnorodność Kresów stanie się szkołą — i glebą zarazem — rzeczywistego uniwersalizmu, takiego, jaki po paru stuleciach opiszą najlepiej Leopold Buczkowski i Stanisław Vincenz, a także — każdy na swój sposób — Andrzej Kuśniewicz, Czesław Miłosz, Isaac Bashevis Singer, Jerzy Stempowski, Julian Stryjkowski. Każdy z nich we właściwy sobie sposób wykaże, iż od Berdyczowa bliżej do Rzymu niż z Warszawy, choć nie jest wcale pewne, czy nigdy Kresy nie sięgały aż do Warszawy. Natomiast teoretyczne objaśnienie zjawiska znaleźć można przede wszystkim u Stanisława Vincenza, Martina Bubera i — Michała Bachtina.
Ostatnie nazwisko nie powinno dziwić, jeśli będziemy pamiętać, że Michał Bachtin zetknął się z Kresami niejako od drugiej, rosyjskiej, strony. W dzieciństwie przebywał w polsko-żydowskim, jeszcze wtedy, ale trochę już rosyjskim i niemieckim, i litewskim, i białoruskim, i tatarskim, i karaimskim Wilnie, mieście niezliczonych kościołów i licznych synagog, cerkwi i meczetów, „barokowej i włoskiej architektury przeniesionej w północne lasy i historii utrwalonej w każdym kamieniu”34,
M C. Miłosz Przemówienie w Akademii w Stockholmie przy wręczaniu nagrody Nobla, [w:l Poszukiwania. Wybór publicystyki rozproszonej 1931-1983. Oprać K. Piwnicki, Wyd. CDN, Warszawa 1985, s. 185.
39