II
zawiści i konfliktów. Im bardziej dystrybucja pomocy „obiektywnie” odbiega od zasady względnych potrzeb, tym bardziej prawdopodobne jest powstanie autentycznego czy też wyobrażonego poczucia krzywdy i odsunięcia. Część z ofiar czuje się pokrzywdzona, bo uważa, że dostała za mało pomocy. Inni z kolei uważają, że niektórzy domagają się za dużo i są niewdzięczni. Całe objęte kryzysem społeczeństwo może się mimowolnie „wplątać” w psychologicznie bolesne podziały na zgorzkniałe i zawiedzione grupy ofiar i grupy ofiarodawców. Początkowe poczucie jedności zanika i zamiast wspólnego fmy razem w niedoli” pojawia się zróżnicowanie / na „MY poszkodowani” i „ONI nieposzkodowani” (Łukaszewski, 1997). „W czasie powodzi ludzie się połączyli, po powodzi się podzielili”- powiedziała mi jedna z ofiar polskiej powodzi z lipca 1997 r. Taki rozpad życzliwości i dobroczynności jest, niestety, dość często skutkiem ubocznym nawet najlepiej zorganizowanych i sprawiedliwie przeprowadzanych akcji pomocy (Golec, 1983; Drabek, 1986; Kaniasty, Norris, w druku; Oli-ver-Smith, 1986). Jeżeli to „błędne koło” poczucia krzywdy i zawodu nie
H 1 zostanie w porę zatrzymane, może się ono przerodzić w poczucie „wtór-I i I nej klęski” (Golec, 1983). Dramatem wtómąjklęski jest to^żejuż nie jest
Moje obserwacje i rozmowy z polskimi powodzianami skłaniają mnie do
, ń _ona skutkiem „złośliwości przyrody”, ale staje się katastrofą społeczną.
- wniosku, że właśnie takie poczucie powtórnej krzywdy było doświadczane przez wielu Polaków poszkodowanych w czasie powodzi latem 1997 r.
Narastające napięcie związane ze stresem wywołanym klęską i procesem odbudowy odbija się również negatywnie na stosunkach wśród najbliższych. Niesnaski małżeńskie, kłótnie rodzinne, konflikty wśród krewnych i znajomych pojawiają się z większą częstotliwością (Bolin, 1982; Gleser, Green, Widget, 1981; Harvey i in., 1995; Lifton, Olson, 1976; Norris, Uhl, 1993; Solomon, 1986). Kilka badań wskazało nawet na pokryzy-sowe zwiększenie się liczby zerwanych zaręczyn, rozwodów i przemocy w rodzinie (Adams, Adams, 1984; Erikson, 1976; Hall, Landreth, 1975). Mimo że potocznie często wspomina się o tym, jak wspólna niedola umacnia instytucję rodziny, niestety, niewiele jest konkretnych danych potwierdzających to domniemanie (Taylor, 1977, - opis tzw. pozytywnych konsekwencji klęski żywiołowej). Tak więc nawet w kontekście klęsk i katastrof - stresorów, które wydawałoby się, że powinny być psychologicznie „niekontrowersyjne” (oczywiste jest bowiem, co się stało i dlaczego), subtelności i niuanse procesu radzenia sobie ze wspólnym nieszczęściem mogą skomplikować się do tego stopnia, że rezultatem będzie psycholo-
giczne odczucie odrzucenia, zagrożenia i samotności jednostki. Biorąc pod uwagę tę skomplikowaną rzeczywistość zauważa się, że wiele ofiar, jak i wiele innych osób ze środowiska objętego kryzysem odczuwa zaniedbanie, brak troski i stratę poczucia przynależności do spójnej grupy. Jedna z ofiar polskiej powodzi dobitnie określiła te deteriorację wsparcia społecznego w słowach: „woda odeszła, a wraz z nią solidarność”.
D^tejjfiiuęją. wsparcia społecznego jest najbardziej ewidentna w sytuacjach katastrof i wypadków technicznych. Obiektywny (albo raczej -widoczny), rozmiar takich wydarzeń i stres przez nie wywołany jest często trudny do zdiagnozowania. W związku z tym pierwszą rzeczą, jaką ludzie żyjący na zagrożonych terenach muszą zrobić, jest znalezienie odpowiedzi napytania: „Kto tu jest rzeczywiście poszkodowany?”, „Kto jest ofiara tego wydarzenia?” (Cuthbertson, Nigg, 1987). Mieszkańcy, lokalne władze i ludzie odpowiedzialni za zagrożenie czy za katastrofę często angażują się w gorzkie spory, próbując ocenićJaktyczny stopień zagrożenia i strat. Zagrożone społeczności rozbijają się na antagonisty cz-ne frakcje tych, którzy uważają się za poszkodowanych, i tych, którzy uważają, że nic złego się nie stało. W sytuacjach dużej niepewności, np. w przypadkach wycieków materiałów promieniotwórczych, ci, którzy domagają się uznania ich za ofiary, mogą zostać odrzuceni, stygmatyzowa-ni lub nawet prześladowani. Są odbierani jako nosiciele „zarazy”, jako „zatruci”, i wręcz zostają wypchnięci poza obszar społeczności psychologicznej. Oczywiście ci, którzy zostali odepchnięci, tworzą swoje własne kręgi i grupy samoobrony, tak więc konflikt się rozszerza i cała społeczność może być w rezultacie spolaryzowana, skłócona, pochłonięta nieustającymi procesami sądowymi i politycznie rozbita. Nic więc dziwnego, że społeczności dotknięte katastrofami technicznymi doświadczają długotrwałych zaburzeń psychicznych, głównie w postaci zwiększonych symptomów agresji, lęku, niepokoju, alienacji, nieufności i izolacji (Baum, 1987; Bolin, 1993; Cuthbertson, Nigg, 1987; Edelstein, 1988; Green, So-lomon, 1995; Kroll-Smith, Couch, 1993). Ogólny społeczno-psyetiologiczny pejzaż po katastrofie technicznej charakteryzuje się głównie deterio-racją wsparcia społecznego, upadkiem wspólnoty i jedności. Dynamika procesów interpersonalnych w stresie po katastrofach technicznych jest sama w sobie „toksyczna”.
Obecnie uwidocznia się nowy problem. Coraz częściej klęski żywiołowe nie są spostrzegane jedynie jako naturalne akty przyrody czy też jako wola Boska, ale ocenia się je jako zjawiska społeczne i polityczne, pozosta-
67