Upomina się je ciągle, żeby były grzeczne, zachowywały się cicho, uważały, żeby się nie zabrudzić.
W parku amerykańskim dzieci rozpoczynają zabawę od nawiązywania kontaktów i znajomości z innym] rówieśnikami, nie kłopoczą się o to, do kogo należą zabawki, które użytkuje się wspólnie, są ruchliwe, nie troszczą się o to, żeby zachować czystość, robią wiele wrzawy. Nie potrafiłyby stać tak długo nieruchomo i tylko obserwować, jak to robią bardziej zdyscglinowane i cichsze dzieci francuskie. Toteż amerykańskie dzieci uczą się ciągle działając, francuskie — obserwując.
Tę różnicę w zachowaniu dzieci autorka wiąże z odmiennym stosunkiem dorosłych do dzieciństwa. Francuzi, jej zdaniem, patrzą na dziecko „z góry”, zachowują dystans poważnego dorosłego wobec niepoważnego, małego dziecka. Kierują się swoistą filozofią życiową: życie dzieli się na dwa okresy, dzieciństwo jest fazą przygotowania do życia, -dzieci muszą się zatem uczyć, 'a że programy szkolne są trudne i (kończą się ©elekcyjnym egzaminem, trzeba, żeby uczniowie zaprawiali się -do rygorów szkolnych i przede wszystkim porządnie przygotowywali sdę do lekcji. Zabawy nie mają większego znaczenia i starsze dzieci nie powinny na nie w ogóle tracić czasu. Natomiast dorosłość i samodzielność życiowa, kiedy już można „używać życia”, stają się pociągające, zwłaszcza .przez to, że już można korzystać ze wszystkich przyjemności. Lekceważą więc potrzeby i przyjemności dzieci, kładąc nacisk na naukę szkolną, grzeczność i posłuszeństwo, dbałość o czystość ciała i ubrania.
Rodzice wymagają okazywania im szacunku, rzadko bawią się wspólnie z dziećmi, częściej prawią im morały, formułując reguły, których należy przestrzegać w zachowaniu. Toteż dzieci często czują się osamotnio-
M i potrafią w ukryciu pnednfftniii 4 wyiraiewtć śą a dorosłych. Stąd istnieje wielu znakomitych kary* katunystó-A we Francji.'
W rodzinach amerykańskich dominuje pogląd, te doecińi-flwo powinno być okresom zabawy i radości, gdyż dorosłość me stwarza tylko uprzywilejowanej pozycji i na ogół żałuje się, że dzieciństwo minęło. Amerykanie chętnie bawią się z dziećmi i robią to z przyjemnością, nie uwalając, że nruszą się „zniżać** do dziecka. Między dorosłymi i dziećmi nawiązują się stosunki partnerskie, dorośli nie czują się autorytetami i nie wymagają okazywania szacunku, natomiast są przewrażliwieni na punkcie urazów czy kompleksów, które mogłyby powstać u dzieci, a których mogliby stać się przyczyną. Pozostają pod wyraźnym wpływem teorii psychoanalitycznych, które są modne w Ameryce i wiele osób korzysta z porad psychoanalityka czy psychoterapeuty.
Autorka poruszyła istotny problem socjalizacji, pojętej jako socjalizacja dzieciństwa. Zwróciła uwagę na wiedzę potoczną rodziców na temat życia i roli dzieciństwa i dorosłości. Jaka szkoda, te przedstawiła badania w sposób tak powierzchowny i słabo udokumentowany. Być może uchwyciła istotne rysy rodziny mieszczańskie j, której jednak tradycje we Francji i Ameryce są różne. Bez podziału na warstwy, klasy, zawody, miejsce zamieszkania zagubione są różnice w jednej kulturze, a tym bardziej nie można uchwycić różnic istotnych dla dwóch odrębnych kultur. Wywiady, na które autorka się powołuje tylko ogólnie (nigdy ich nie zestawiając ani nie cytując), powinny być znacznie obszerniejsze i docierać do obrazu rzeczywistości historyczno-społecznej i przyrodniczej — który podsuwa się dzieciom jako obraz święta, Francji, Paryża — najbliższego otoczenia, aby ustalać: ja-
87