mi hierarchii kościelnej mogły być też utrzymywane podczas j*. podróży po kraju. Poza materiałami do dziejów dynastii kronil^ uzyskał zapewne od nich przede wszystkim informacje dotyc&. historii Kościoła polskiego. Trzeba jednak podkreślić, że albo tyci wiadomości zebrał niewiele, albo nie były one przedmiotem j*J żywszego zainteresowania, gdyż w jego dziele sprawy koście^ zajmują niezwykle mało miejsca, a zdarza się dość często, że spo^ naświetlenia niektórych z nich mógł wywołać najgorętszy sprzeęj^ biskupów polskich. Spośród ówczesnego episkopatu kronikarz wv różnił szczególnie biskupa poznańskiego Pawła, którego, łącznie z pozostałymi biskupami, z wdzięcznością wymienił tak w ij^J wstępnym do pierwszej księgi, jak i w liście wstępnym do drugjJ księgi, kiedy to już jego jedynego umieścił w dedykacji i określm jako obdarzonego „szacunku godną roztropnością".
W momencie, kiedy Gall pisał 27. rozdział pierwszej księJ
0 okolicznościach zegnania Bolesława Szczodrego, od konfliktu króla z biskupem krakowskim minęło dopiero niepełne trzydzjJ ści lat. Nie może przeto ulegać żadnej wątpliwości, że wśród ludJ dostarczających kronikarzowi informacji o przeszłości żyło wiej takich, którzy w owym czasie byli dorośli i czynnie działali w ciu publicznym, państwowym i kościelnym. Od 1088 r., w który® szczątki biskupa Stanisława przeniesiono z kościoła na Skałce do katedry krakowskiej, minęło zaledwie dwadzieścia lat, obraz przeto tych wydarzeń, tak niezwykłych i doniosłych, tkwić musiał jeszcze żywo w świadomości środowiska dworskiego i kościelnego. Nawet pobieżna lektura tekstu Anonima poucza, że pisarz miał na ich temat wiele szczegółowych i zapewne znacznie różniących się między sobą relacji, dzięki którym mógł wyrobić sobie własny pogląd na tło
1 przebieg konfliktu. Delikatność materii, szczególnie dla pisarza-•mnicha z profesji, powstrzymała jego pióro przed bardziej wyczerpującym opisem sprawy. Sam jednak w słowach: Jak zaś doszło do wypędzenia króla Bolesława z Polski, długo byłoby o tym mówić, tyle wszakże wolno powiedzieć...” dał do zrozumienia swoim czytelnikom, że jego wiedza o konflikcie była znacznie rozleglejsza niż to, co na ten temat może napisać. Z przytoczonych słów wynika jasno, że autor cofnął się przed przedstawieniem frapującego go z pewnością wydarzenia, tak jak je poznał i zrozumiał z przedstawionych mu z różnych źródeł wersji, czując jakąś obawę przed ukazaniem |
całej prawdy o wypadkach z 1079 r., a przede wszystkim przed ich gezegótowym i pełnym przedstawieniem czytelnikowi.
W tym miejscu należałoby się zapytać, czego czy kogo aUtor bał się i komu wyczerpujący opis wydarzeń mógł nie podobać gję w Polsce w 1108 r. i następnych? Przy próbie udzielenia odpowiedzi na to trudne pytanie nie da się wyłączyć przypuszczenia,
2e Gall nie był w stanie wyrobić sobie ostatecznego sądu na temat dramatu króla i biskupa, ponieważ zetknął się z tyloma odmianami jego interpretacji i z tyloma ocenami moralnymi i politycznymi, iż musiał dopuścić istnienie różnych „prawd” o konflikcie. Z drugiej strony prosta logika nakazuje mniemać, że kronikarz obawiał się kogoś (w liczbie pojedynczej lub mnogiej), kto był na tyle silny i wpływowy, iż w wypadku okazania niezadowolenia ze sposobu opisania „sprawy świętego Stanisława” mógł stać się niebezpieczny dla pisarza i jego dzieła. Najprościej byłoby przyjąć, że pełna relacja o konflikcie mogłaby spotkać się z krytyką Krzywoustego (i jego otoczenia), gdyby Szczodry, jako jego stryj, ukazany wstał w niej zdecydowanie negatywnie, byłoby to bowiem pośrednie uderzenie w dynastię, i to w momencie, gdy książę miał przeciw sobie, w swoim sporze ze starszym bratem Zbigniewem, arcybiskupa gnieźnieńskiego Marcina.
Równie dopuszczalna wydaje się inna możliwość. Pisarz mógłby narazić się czołowym przedstawicielom hierarchii kościelnej, gdyby z przedstawienia przez niego całości sporu króla z biskupem wynikała oczywista negatywna rola tego ostatniego. Nie zawsze jednak rozwiązania najprostsze są najlepszymi. Osobiście uważam, i będę starał się niżej to uzasadnić, że pełne naświetlenie genezy i przebiegu konfliktu oraz jego następstw nie leżało w interesie żadnej z wymienionych stron i w związku z tym Anonim stanął wobec zadania niewykonalnego, jeśli pragnął bardziej wszechstronnie opisać te sprawy. Dlatego wymówił się wiele znaczącym wykrętem: „tyle wszakże wolno powiedzieć”, robiąc znamienny unik, który w intencji piszącego miał go wytłumaczyć i usprawiedliwić przed ciekawym i dociekliwym czytelnikiem. Tu chyba leży przyczyna, dla której właściwy problem kronikarz przedstawił niezwykle krótko, w trzech świadomie enigmatycznych zdaniach, w których nie uznał nawet za stosowne podać imienia biskupa ani jego diecezji. Czy oznacza to wszakże, że cofnął się w ogóle przed zajęciem włas-