Własna bezsilność najwyraźniej wprawiła Lazarus.i w osłupienie.
— Kim ty jesteś? Dlaczego nie mam władzy nad twoimi ludźmi?
— Bo napili się w jaskini soku z twoich kolesi i tera'/ w ich żyłach płynie krew nieumarłych. Twój sygnał jest za słaby, zupełnie jak w pilocie z wyczerpanymi bateria mi. A teraz dość gadania o pierdołach. Ja będę zadawać pytania, i za każdym razem, kiedy mi nie odpowiesz, moi przyjaciele coś ci odetną. Chodźcie, chłopcy. Wystarczy mięsa dla wszystkich.
Wszyscy trzej przykucnęli wokół Lazarusa, każdy z no żem w ręce. Z uśmiechem odwróciłam Lazarusa i posa dziłam go sobie na kolanach, ale nie wyciągnęłam sztyletu z jego pleców.
— Powiedz mi teraz, jak poznałeś Danny’ego Miltona..,
Helikopter z ciałem Dave a wzbił się w niebo, a my nie odrywaliśmy od niego wzroku, dopóki nie zniknął w chmurach. Drugi śmigłowiec, z resztą oddziału na po* kładzie, czekał na nas w pobliżu. Tylko my jeszcze do niego nie wsiedliśmy.
— Tak się czujesz na co dzień, Cat? Silniejsza, szybsza... lepsza od innych? Bo ja właśnie tak się czuję z tym gównem w żyłach. Lepszy od innych. I to mnie przeraża.
Tatę mówił prawie szeptem, bo nie musiał podnosić J głosu nawet przy obracających się śmigłach maszyny. Moja
*wiedź była równie cicha. Przez kilka następnych go-hin moi ludzie mieli słyszeć najlżejszy szmer nawet z od-1.1 lo.sci stu metrów.
I) wierz mi, Tatę, widok Dave’a bez gardła sprawia, że t u|r wszystko, tylko nie wyższość nad innymi. Dlaczego mmii. nie posłuchaliście i nie wystrzeliliście tego pocisku?
I nlybyście to zrobili, Dave by teraz żył.
|ii.ui położył dłoń na moim ramieniu.
I ó Dave nie chciał tego zrobić, querida. Powiedział, h i żadne skarby nie odpali rakiety. Powiedział, że mamy natychmiast wywlec stamtąd twój tyłek. I wtedy weszli-iity do jaskini...
To nie wasza wina, tylko moja - rzuciłam szorstkim miiem. - Kazałam wam wstrzymać ogień, a najpierw po-vimiam was ostrzec przed wampirem.
()dwróciłam się i ruszyłam w stronę śmigłowca. Byłam i i .iwie przy drzwiach, kiedy usłyszałam głos Coopera. Od wyjścia z jaskini do tej pory nie odezwał się ani słowem.
Dowódco.
Zatrzymałam się i czekałam. Plecy miałam sztywne |iik kij.
- Tak, Cooper? - Zasłużyłam na każde oskarżenie. Dowodziłam akcją, w której zginął człowiek. Odpowiedzialność spadała na mnie.
- Kiedy pierwszy raz o tobie usłyszałem, pomyślałem, /c jesteś jakimś dziwadłem - zaczął Cooper rzeczowym tonem. - Wybrykiem natury, pomyłką... sam nie wiem. Ale teraz wiem jedno. Ty dowodzisz, ja wykonuję twoje rozkazy. Tak jak Dave. I dobrze robił.