wanych. Tc zwały wierszy są tak głęboko zapomniane, że nawet nie orientujemy się w zakresie zjawiska. Są zaś zapomniane dlatego, że ich rola była mimo wszystko niewielka, poeci-legioniści zeszli ze sceny literackiej równie szybko, jak się pojawili, choćby nawet tworzyli jeszcze przez długie lata. Poezja ich pełniła tylko wąskie funkcje użytkowe, nie weszła zaś w obręb kanonu literackiego, choć sytuacjom, z którymi była związana, przypisuje się dużą wagę. Bodaj po raz pierwszy pojawił się w Polsce moment, w którym mimo sprzyjających okoliczności — poezja tyrtejska znalazła się w społecznej pustce. Z pewnością nie tylko dlatego, że była literacko niedobra, że powielała wzory, które wówczas były już anachroniczne, ostatecznie Pieśni Janusza Wincentego Pola też nie są arcydziełami, a żyły w świadomości narodowej przez cały wiek XIX. Poezja ta zaś stała się momentalnie anachronizmem.
Bo też publiczność oczekiwała od literatury nie tego, co przypomina w czymkolwiek jej funkcję z czasów zaborów, oczekiwała literatury „normalnej”, tylko literatury, to bowiem, że poezja mogła nie być niczym innym jak poezją, stanowiło także wyraz i konsekwencję odzyskanej niepodległości. Liryka tyrtejska przywodziła wspomnienie starego, liryka dionizyjska — utwierdzała nowe, dawała wyraz powszechnemu optymizmowi. Płaszcz Konrada spadł z sylwetek poetów przy społecznym poklasku. Nastrojom tym dał przejrzysty wyraz Nowaczyński w artykule o skamandrytach, nie pozostaje więc nic innego, jak zacytować obszerny fragment:
Plejada Skamandra jest (dzięki głównie szczęśliwym powojennym koniunkturom historycznym) pierwszą grupą literacką, zwróconą obliczem ku przyszłości, nie ku przeszłości, jak wszystkie poprzednie. Z momentem, kiedy na mapie Europy nakreślono granice państwowe Polski, nie ma już ni potrzeby, ni miejsca dla Konradów-Gustawów, Orciów. Irydionów, ni też rozmaitych spolszczonych wer-terząt i hamleciąt; poezja zwolniona z obowiązku rządzenia i przewodzenia w dziedzinach historiozofii i polityki. Plejada Skamandra pierwsza dopiero wchodzi do literatury z pełną samowiedzą tego aksjomatu, że w niepodległym narodzie twórcom walorów poetyckich, literackich, artystycznych spada z pleców brzemię odpowiedzialności za „politykę”, „ekonomię”, ba — nawet za kulturę i oświatę narodu. Z dotychczasowej produkcji i w dotychczasowych produkcjach skamandrytów znać wyraźnie ich niewstrząśniętą pewność, że np. sprawy górnośląskiej nie da się pchnąć na nowe tory ni sonetem o Laurahucie. ni odą do Odry, ni dramatem „w stylu
Wyspiańskiego", gdzieby Konrad-Gustaw, otoczony maskami piastowiczów śląskich, monologował sążniście o potędze węgla (dobrze koksującego). Że więc skamandryci zdołali wyemancypować się z roli i posłannictwa bardów i szamanów, proroków i arcykapłanów, równocześnie bynajmniej nie izolując się w twierdzach z kości słoniowej i nie wywieszając na basztach sztandarów z godłem Jan pour lan" — za to cześć im, wdzięczność i gloria!14
A więc ta „iście dionizyjska grupa skamanderwiszów” (jak pisał na innym miejscu cytowanego artykułu Nowaczyński) odpowiedziała najbardziej bezpośrednio na „zamówienie społeczne". To z pewnością zdecydowało o jej sukcesie.
Wpłynęło także na kształtowanie wizji Dionizosa. Różni się ona wyraźnie od przedstawionych poprzednio, nie tylko dlatego, że jest zdecydowanie hedonistyczna czy nawet — w uwydatnieniu elementów hedonistycznych — sprymityzowana. Różni się tym przede wszystkim, że nowego znaczenia nabierają w niej pierwiastki antyromantyczne. Wiadomo już, że cały motyw w omawianym tu okresie stanowił zaprzeczenie romantyzmu. W Polsce, a konkretnie w Polsce pierwszych lat drugiej niepodległości, sprowadzało się to do zerwania z najbardziej uświęconą tradycją, nie tylko literacką* ale także — ideową. Tendencje antyromantyczne wystąpiły z niezwykłą wyrazistością. Paradoksalność sytuacji wyraziła się w tym: przywołanie Dionizosa było we wszystkich literaturach wyrazem swoiście pojętego zaangażowania w bieg dziejów, w Polsce po roku 19 i 8 stało się natomiast wyrazem rezygnacji z tego zaangażowania, choć przez wiek z okładem wydawało się ono cechą przyrodzoną wszelkiej twórczości artystycznej. Rzecz jasna, że ten antyromantyzm, zwłaszcza w ujęciu poetów Skamandra, był zjawiskiem krótkotrwałym, wręcz efemerycznym.
(...) wielkich tradycji literackich — skonstatował trafnie Stempowski — nie można złożyć od razu do lamusa z okazji zwołania sejmu konstytucyjnego11.
Najradośniejszy, najbardziej bezproblemowy ze wszystkich Dionizosów, Dionizos skamandrytów był bogiem konformizmu, wy-
74 A. Nowaczyński, ..Skantander połyska. wiślany świetltfęy się fałq . „Skaman-der" 1921, z. VII-IX. s. 301.
15 J. Stempowski. Literatura w okresie wielkiej przebudowy. Wilno 1935. s. 16.
4*