344 Agnieszka Graff
344 Agnieszka Graff
«i
■i
m
m
m
m
m
m
do badań prenatalnych, utrudnić rozwody, zlikwidować akcję przeciwko przemocy wobec kobiet. O co w tym wszystkim chodzi? Powtórzmy raz jeszcze tę zdumiewającą strukturę logiczną: dyskryminacji nie ma; dyskryminacja jest, ale mamy na to radę; niestety nie wiadomo, co to jest dyskryminacja. Fakt, że te trzy twierdzenia są ze sobą sprzeczne, bynajmniej nie przeszkodzi! im spełnić swego zadania, tj. doprowadzić do odrzuceniu ustawy o równym statusie jeszcze w pierwszym czytaniu. Jest oczywiste, że nie zadziałała tu ani siła logiki, ani fakty, bo w wypowiedziach prawicy obu elementów zabrakło. Popełniano też błędy, które powinny były prawicę całkowicie pogrążyć. Jedna z bardzo niewielu statystyk, jakie przytoczyli przeciwnicy projektu w gruncie rzeczy świadcz)' przeciwko nim. Otóż 62% polskiego społeczeństwa uważa, że wystarczy dotychczasowy zapis o równości płci, a 63% twierdzi, że droga do stanowisk publicznych jest otwarta niezależnie od płci. Łatwo zauważyć, że 63% to niewiele więcej niż połowa. Jeśli przyjąć, że w tej grupie są głównie mężczyźni, to okaże się, że większość kobiet w Polsce dyskryminację jednak odczuwa. A przecież zamiast podrzucać argumenty przeciwnikom, można było uruchomić kilka z wielu łatwo dostępnych stereotypów i pseudonaukowych prawd o kobietach. Na przykład, że do polityki się nie gamą, bo tak chce „natura”. W poszukiwaniu „dowodów” wystarczy przekartkować Pleć mózgu dostępną zapewne w sejmowym kiosku.
Prawa strona była jednak tak pewna wygranej, że swoich wypowiedzi ewidentnie nie przygotowała. I słusznie, bo w rezultacie nie zadziałał żaden z argumentów wygłoszonych na sali sejmowej; zadziałało przekonanie, które z AWS-owską prawicą podziela, moim zdaniem, spora część Unii Wolności, a także SLD, a które otwarcie głosi jedynie Janusz Korwin Mikke. Jego treść jest mniej więcej taka:
Dyskryminacja - choć lepiej to nazywać .naturalną różnicą pici" - była, jest i będzie. I tak właśnie ma być. Tak jest dobrze. Na tym polega nasza młoda polska demokracja. Za komuny były traktorzystki i usuwanie dąży, ale teraz jest znowu normalnie. Polska jest Polską, mężczyzna -mężczyzną, a kobieta - kobietą.
***
Przekonanie, że kobiety nie powinny się mieszać do polityki i że poważne traktowanie naszych problemów szkodzi demokracji nie jest, w moim przekonaniu, rzeczą tak nową jak to sugeruje Peggy Watson. W naszej kulturze politycznej poprzedziło ono przełom demokratyczny niemal o dekadę, stanowiło jeden z kluczowych wątków etosu opozycji antykomunistycznej. Ten zaś wywodzi się z etosu powstańczego i jest głęboko zanurzony w myśleniu romantycznym.
Pozostańmy jednak w obecnym stuleciu: interesuje mnie epoka tzw. realnego socjalizmu i nasze obecne o niej wyobrażenia. Okres „komuny" często bywa opisywany jako wstydliwa przerwa w życiu polskiego społeczeństwa. Otóż ten wstyd ma głęboki związek z płcią, bowiem w naszej zbiorowej pamięci PRL to czas upodlenia, udomowienia, symbolicznej kastracji polskich mężczyzn. Nie przypadkiem czytelną dla wszystkich alegorią tego okresu stał się film Juliusza Machulskiego Seksmisja. Bo wedle
Poetyka polskiego patriarchatu 345
nasiej narodowej opowieści było tak: Dawno, dawno temu mieliśmy dzielnego wojownika, ojca rodziny, rycerza, słowem, Prawdziwego Mężczyznę. A potem stała się rzecz straszna. Komuna - ta wiedźma! ta dziwka! - wysłała go na emigrację wewnętrzną, z Prawdziwego Mężczyzny robiąc działkowicza, majsterkowicza, pantoflarza. Zamknięto go w paranoicznym .babskim święcie", gdzie .zrób to sam" oznaczało .zrób szafki do kuchni*. Owszem, ten nowy, skundlony, wykastrowany Mężczyzna mógł działać politycznie, ale to oznaczało służalczość, karierowiczostwo, konformizm, upodlenie ostateczne. A Kobieta? Kobieta - powiada narodowa baśń - walczyła o byt. O zakupach mówiło się jako o „polowaniu", choć nadal pozostawały one w gestii kobiet. Nie chodziło bowiem o to, by zakupy stały się domeną mężczyzn, lecz o to, by zasygnalizować, że realny socjalizm jest sytuacją „nienormalną", światem, który stoi na głowie. Światem, w którym - o zgrozo! - polują kobiety.
W społeczeństwie głęboko patriarchalnym, a takim właśnie nasze społeczeństwo było i pozostaje, historyjka o zamianie ról płci jest najklarowniejszą metaforą chaosu: właśnie dlatego nasza narodowa opowieść o absurdzie systemu komunistycznego to właśnie opowieść o Seksmisji. Ta wizja polskiego społeczeństwa za komuny przewija się zresztą także w opracowaniach prasowych i naukowych. Mit o władzy kobiet za PRL-u zagnieździł się w naszej mentalności jako prawda oczywista, a film, który dał mu wyraz, stał się dziełem kultowym, oglądanym rytualnie.
Jeśli komuna zrobiła z polskiego mężczyzny „babę", to za sprawą „Solidarności” mógł się on na powrót przeobrazić w mężczyznę. Tak, to były Męskie Sprawy; Męskie Rozmowy. Aby dać wyraz tym nastrojom, na murze strajkującej Stoczni Gdańskiej podczas strajku wymalowano napis: „Kobiety, nie przeszkadzajcie nam, my walczymy o Polskę”. Hasło to nikogo wówczas nie oburzało, przeciwnie, mogło wzruszać jako przejaw robotniczego folkloru, a zarazem nawiązanie do języka walk narodowowyzwoleńczych. Oto mężczyźni znów „walczą o Polskę". Kobiety znowu płaczą, robią kanapki, posyłają do walki kolejnych synów. Za to - jak powiedziała poseł Sikorska--Trela - „z dumą mówi się o nas Matki Polki dla podkreślenia naszej doniosłej roli w życiu zarówno rodzinnym, jak i narodowym kraju”. W książce Damy, rycerze i feministki Sławomira Walczewska interpretuje hasło z muru Stoczni w kategoriach rycerskiego kontraktu płci, jako napomnienie dla kobiet, że pora znaleźć się w roli dam.
MY wam cę Polskę naszych wyobrażeń przyniesiemy do stóp, a WY nam wtedy dacie
.białej róży kwiat".8
Spróbujmy przyjrzeć się temu hasłu bliżej, rym razem w kategoriach odrodzenia męskości. Kto w nim właściwie przemawia, i do kogo? MY to nie tylko stoczniowcy, których od strajku odciągały przestraszone żony i macki. MY oznacza mężczyzn; WY to kobiety. Nasza męskość jest tym bardziej oczywista, że właśnie toczy się walka. Walka - wiadomo - jest rzeczą męską. Wszelka próba ingerowania z waszej, kobiecej, strony, będzie przeszkadzaniem. Napis ten spełniał więc jednocześnie dwie funkcje: konstytuował podmiot walki politycznej jako podmiot prawdziwie męski i zarazem wykluczał z tej walki kobiecy.