warstwieniu, wywłaszczeniu, o koncentracji ziemi czy to w rękach właścicieli herbowych, czy też burżuazji chłopskiej69. „Zdaje nam się —pisał Krusiński —że niedalekim jest ten czas, gdy znaczna część naszego ludu zostanie wywłaszczoną i kapitalizm ugruntuje się na silnych podstawach tak na polu, jak w fabryce”70. „Własność drobna to rzecz chwili” — wtórował mu Sąsiedzki'1. Marksiści polscy lat osiemdziesiątych byliby niesłychanie zdumieni, gdyby jakimś cudem jasnowidzenia mogli się dowiedzieć, że ta chwila potrwa jeszcze co najmniej sto lat i że wielki przemysł, zarówno prywatny, jak państwowy, będzie mniej lub bardziej pokojowo koegzystował sobie z indywidualną produkcją chłopską.
Krzywicki przyznawał się przynajmniej szczerze do „zupełnej nieznajomości naszych stosunków rolnych” i w latach późniejszych zaczął je poważnie studiować. Inni nie mieli takich skrupułów. Kazimierz Dłuski, główny w tych latach ekspert w kwestii agrarnej, stwierdzał autorytatywnie, że gospodarka rolna w Polsce już do szczętu utraciła swe dawne swojskie cechy i przybrała takie kształty, „jakie wolna praca i wszechpotężny kapitał gospodarce zachodniej nadały”72, chociaż już współcześnie było wiadomo, że i w zachodnim rolnictwie nie działają prawa koncentracji.*
W toku tego wyznaczania tendencji przemian gospodarczych i społecznych kwestia własności znów przesłoniła kwestię żywności. Trywialne pytanie o to, jak w kraju endemicznego niedożywienia mas i nieomal najniższej w Europie wydajności gleby zwiększyć produkcję mąki i ziemniaków, mleka i mięsa — to pytanie pozostało poza horyzontem poznawczej dociekliwości myśli, która przecież chciała zajmować się „kwestią żołądka”. Dłuski wiedział, że ziemi jest za mało, a ludności rolniczej za dużo, z czego wyciągał wniosek, że nawet przymusowe wywłaszczenie wielkich właścicieli i parcelacja folwarków bytu wsi nie zabezpieczy. Opowiadał się przeto — jak większość socjalistów — przeciwko wszelkim reformom rolnym żądając na przyszłość unarodowienia ziemi i zorganizowania wielkich gospodarstw zbiorowych w przekonaniu, że tylko taka forma wykluczy bezrząd w produkcji i pomnoży wydajność pracy. Limanowski widział jeden
Zob. np. (K. Dłuski], Szkice historyczno-społeczne, s. 105—108, 202—210.
S. Krusiński, Dzieła Józefa Supińskicgo, loc. ci!., s. 47.
71 A. Sąsiedzki, Polemika, loc. cit., s. 154.
'* [K. Dłuski], Objawy kapitalizmu to Polsce, w: Szkice hittoryezno-spoteczne, s. 231.
tylko ratunek dla głodującej wsi galicyjskiej: „zorganizowanie rolniczych socjalistycznych gmin i oddanie im wszystkich gruntów do uprawy”, co — jak wierzył — będzie łatwe, bo u nas jeszcze lud nie zdążył nawyknąć, jak na Zachodzie, do własności osobistej, więc chętnie zrzeknie się swych skrawków dla ogólnego dobrobytu71.
Podobnie jeden z autorów genewskiego „Przedświtu”, zalecający podjęcie agitacji socjalistycznej na wsi, uważał, że „fałszem wierutnym” jest twierdzenie ludowców, jakoby chłop miał być przywiązany do własności prywatnej: „W jaki sposób może być przywiązany do własności prywatnej człowiek, który albo wcale jej nie ma, albo też cierpi całe życie wskutek jej posiadania? Możemy być pewni, że jeżeli przyszedłszy do władzy uchwalimy odebranie wszystkich wielkich majątków od ich właścicieli i oddanie ich dla wspólnej uprawy małorolnym i parobkom zamieszkałym w danej gminie, to ci z radością przyjmą nasze warunki i zgodzą się na kierownictwo państwowe. Zresztą wszystkim włościanom pracującym na swoim dozwolonym zostanie zachowanie swego kawałka ziemi, ale wszyscy oni po pewnym przeciągu czasu zrozumieją wygody i korzyści wielkiego gospodarstwa i przyłączą się do wspólnej produkcji”74.
O wygodach i korzyściach wielkiego gospodarstwa, i to bez względu na rodzaj własności, przekonani byli bodaj wszyscy ówcześni socjaliści. Przede wśzystkim dlatego, że nie wierzyli w możliwość stosowania metod i wynalazków agronomii w gospodarstwie małym. Dłuski na przykład zadowolony był z tego, że najemnik rolny zaznajamia się na kapitalistycznym folwarku „z wszelkimi środkami racjonalnej gospodarki, techniki etc.”, bo się to przyda później na wspólnym. To najemnik, gorzej było z gospodarzem. Gospodarz był ciemny i nie umiał gospodarować. Skąd miało umieć tysiąc gospodarzy razem zebranych? I kto miałby płacić, i z czego, za meliorację, za maszyny, za budynki i za naukę? Nie ma odpowiedzi. Problem obciążenia przyszłego produktu społecznego kosztami inwestycji rolnych rozpływał się w tym projekcie ekonomicznym tak samo jak pytanie o koszty inwestycji przemysłowych, transportowych i wszelkich innych. Rzecz mogła się — w optyce końca XIX wieku — zdawać błaha w Anglii czy Holandii, ale przecież nie nad Wisłą i Sanem, gdzie przewidywana
B. Limanowski, StcyjaNtm jako konieczny objaw, s. 9).
^ Archiwum Ruchu Robomicsego, t. VIII, s. 20-22.
^ |K. Dłuski], Słówko w kuraiji agrarnej, loc. dl.. *. 120.
341