otłrln moją żonę, bo zawołam policję! — Nlo ośmielił się jednak zbliżyć do pana von Split.
— Policja! PolicjaI — wołali inni. — Gdzie jest telefon?
Jeden profesor Schulze biegał od grupy do grupy i przerażony mruczał uspokajająco:
— Na miłość boską, moi państwo, nie drażnijcie go! Tylko go nie drażnijcie! Przecież on potrafi nas wszystkich pozamykać w butelce. Zamknie tam także policjantów. I co wtedy zrobimy? Wszystko będzie stracone! Uspokójcie się i zastanówcie nad sytuacją!
Wszyscy zastygli w bezradnym przerażeniu. Ty]ko kilka osób ośmieliło się zbliżyć do siebie i zaczęło naradzać się gorączkowo. Potem podeszli do pani Zofii i po cichu gwałtownie namawiali ją do czegoś. Zofia skinęła potakująco głową i powoli podeszła do Melchiora, który spokojnie stał opierając się o ścianę. Jej niewielka krucha postać krocząca wśród znieruchomiałych gości miała w sobie coś uroczystego, a wrażenie to pogłębiała jeszcze lśniąca nagość jej skóry. Schwyciła Melchiora za rękę i powiedziała błagalnym tonem:
— Dość już tego! Poproś pana von Spat, żeby uwolnił więźniów! — Z trudem tylko powstrzymywała łzy. — Dlaczego przyszło mi tego doświadczyć? Do czego zmierzasz, Melchiorze? Czego chcesz ode mnie?
Melchior nawet nie spojrzał na nią.
— Czego chcę od ciebie? — zapytał. — Niczego/ Już dawno wybrałaś tych — tam. Nie mamy ze sobą nic wspólnego!
Zofia wydała okrzyk rozpaczy i osunęła się na
ziemię.
Wtedy podniósł się proboszcz Hans Silferharnisk i z pompatycznym gestem zwrócił się do zebranych:
nas karę. Zaślepieni naszą intelektualną pychą, zwątpiliśmy w jego wszechmoc Toteż teraz zesłał aa naf iwą plagę. Padnijmy przed Wszechmocnym na kola* na! Może w swej niezbadanej dobroci uwolni nas z sideł szatana... Módlmy się!
— Drodzy bracia w Chryitunit! Bóg Łtdbi M I
Ukląkł, a za nim uklękli inni Zanim jednak wypowiedział pierwsze słowa modlitwy, pan voq Split wziął flaazeczką ze stołu i podniósł ją do góry.
Wtedy wszyscy ujrzeli jak Tr&mpelmeg, obnażywszy się całkowicie, zaczął w lubieżnych podrygach zbliżać się do pani Cux. Jedną rękę położył na swej piersi, jakby się zaklinał, drugą zaś podniósł jak do przysięgi. Pani Cux pozornie broniła się przed nim, jej opór słabł jednak stopniowo i w końcu rzuciła się w jego objęcia. I maleńka para złączyła się w namiętnej grze miłosnej.
Na ten widok modlitwa zamarła proboszczowi na ustach i oczy wyszły mu na wierzch. Inni goście otoczyli pana von Spat i tłoczyli się, by móc lepiej przyjrzeć się parze zamkniętej we flaszce. Kilka osób zaczęło śmiać się cicho. I po kilku chwilach wszyscy już ryczeli niepowstrzymanym śmiechem, padali sobie w ramiona, całowali się. tańczyli po pokoju jak szaleni, płakali, wydawali radosne okrzyki, wili się ze śmiechu, zatrzymywali się wyczerpani, spoglądali na nie zważającą na nic parę we flaszeczce i od nowa parskali śmiechem.
Jedynie profesor Cux wpadł w niepohamowaną wściekłość i chciał rzucić się na pana von Spat Pozostali goście powstrzymali go jednak w porę. Kilku z nich pospieszyło do kuchni, skąd przynieśli gruby sznur i przywiązali profesora do ciężkiego fotela, . tak że nie mógł ruszyć nawet palcem.
czami, postawił flaszeczkę na stole i klasnął w dłonie.
Pan von Spat, ciągle jeszcze z zamkniętymi o-