go Szczecina. Byliby więc to swojego rodzaju patroni zawodów, tak jak analogicznie w średniowieczu występują patroni cechów.
Przypomnijmy, że dawne ośrodki kultu znajdowały się na ogól poza grodami, poza miejscami obronnymi. Wówczas chroniła je cześć i szacunek ogółu ludności plemion słowiańskich. Były to miejsca święte, których nikt niezależnie od takiej czy innej przynależności plemiennej nie śmiał tknąć. Lokalne wojny przetaczały się obok. Może miały one cechy miejsc azylu?
Zetknięcie się z zachodnią Europą odwróciło sytuację. Przychodzi stamtąd nie tylko nowa wiara, przychodzi nietolerancja, brutalność w traktowaniu cudzych świętości, zupełny brak poszanowania wierzeń innych. To, co wyda z siebie okrutne wojny krzyżowe, będzie rodzić się już wcześniej. Wreszcie przecież i przeciw Słowianom zachodnim skierowano pseudokrucjaty. Zmieniona sytuacja spowodowała, że z miejscami kultu trzeba się było chronić za wały. Trzeba było te miejsca chronić zespołem wojowników. To przecież Świę-towit rugijski miał 600 takich wojowników. To wreszcie sami bogowie stawali się wojownikami.
Zawsze miejsce kultu w grodzie musiało być eksponowane, musiało zwracać na siebie uwagę mieszkańców i podróżnych. Jak mówiliśmy wyżej, zwykle wybierano na miejsca kultu wzniesienia. W grodzie ich nic było, trzeba więc było podkreślić ważność miejsca. Wyodrębniano je za pomocą placu. Może zresztą i tutaj wzorowano się na powstających miastach zachodnich?
Plastyka nie była obca kultowi Słowian zachodnich. Świadczy o tym umiejętność tworzenia posągów i ich zdobienia. Przed twórcami świątyń stanęły nowe możliwości i potrzeby. Trzeba było ozdobić duże płaszczyzny ścian, których w dawnych ośrodkach nie było. Jak widać, umiano sobie z tym poradzić tworząc malowidła i płaskorzeźby. Wreszcie ciekawym elementem jest swoista ambicja świątyń. Tu, jak i w miejscu umieszczenia posągu, widzimy wyraźne wpływy wzorców zachodnich. W sumie wydaje się, że wraz z przeobrażeniem miejsc kultu w zmienionych warunkach politycznych zmieniają się elementy samej wiary, być może, idącej powolną własną drogą ku monoteizmowi. Tylko czas i chyba zbyt wolny rozwój własnej kultury duchowej, a przede wszystkim brak umiejętności pisania nie pozwoliły na szybsze przekształcanie się własnych wierzeń.
Długa była droga przeciętnego członka społeczności plemiennej do miejsca kultu czy świątyni. Wynosiła ona w dzisiejszych miarach wiele kilometrów uciążliwej drogi, oderwania od normalnych zajęć. Na to nie każdy i nie na co dzień mógł sobie pozwolić. A z bogami mimo takich czy innych świąt trzeba było mieć codzienny niemal kontakt, trzeba było ciągle się z nimi stykać. Trzeba było składać ofiary, aby ich ubłagać lub im podziękować, trzeba było zasięgnąć wróżby. Wreszcie bogowie to nie tylko figury tkwiące w świątyniach. Ci bogowie tkwili niemal wszędzie. Byli w lasach i na polach, w jeziorach i rzekach, w źródłach, które czasami miały moc leczniczą. Jeśli nie było w pobliżu kapłanów, miejsce ich zajmowali starcy z rodu lub po prostu ojcowie rodzin. Oni składali ofiary i sprawowali wróżby.
Szeroko po ziemiach Polski rozłożone są dziwne kamienie. Są to na ogół głazy narzutowe, wyróżniające się wielkością, z dziwnymi nacięciami lub wykutymi rysunkami. Różne też dzisiaj łączy się z nimi legendy. Spotykamy więc głazy z miseczkowatym zagłębieniem podobnym do tego, jaki omawialiśmy w wypadku ośrodka kultowego w Wyszogrodzie. W okolicach Kalisza jest laki kamień dzisiaj nazywany kamieniem z miseczką Matki Boskiej. Woda z owej miseczki ma pomagać na oczy, ma tu w nocy pokazywać się światło. Inne
181