130
ju nie potrafią przystosować się do nowych reguł życia, nie podejmują aktywnych działań, nie dotrzymują zobowiązań zawodowych i rodzinnych, wycofują się w alkohol, awantury, bierność, chowają za swoje „baby", pozwalając im prowadzić się przez życie, ochraniać i wspierać.
W filmie Z miłością, Lilia prezentowana galeria mężczyzn przedstawia się mało pociągająco: głuchy, zapijaczony, trzęsący się i bełkoczący dziadek tytułowej bohaterki, psychotyczny mąż przyjaciółki - w brutalnych akcjach strażnika miejskiego rozładowujący nagromadzoną frustrację i agresję, Edik - lalusiowaty mąż innej przyjaciółki Lilii, nieśmiali młodzieńcy w okularach lubiący muzykę poważną i czytający Kanta, weteran wojny czeczeńskiej śpiewający na ulicy sentymentalne piosenki, mało atrakcyjni goście hotelowi, wśród których Lilia szuka swego wybranka, wrzaskliwi i pijani sąsiedzi na podwórku. Pianista Borys Ginsburg, w którym Lilia beznadziejnie się zakochuje, prezentuje wdzięk ekscentrycznego artysty, ale jest przy tym także nieco zabawny z ogoloną głową i odstającymi uszami. Jedynym mężczyzną naprawdę sympatycznym i pociągającym jest właściciel samochodu volkswagen golf, także Borys, ale zdaje się on pochodzić jakby z innej bajki i nie do końca można wierzyć w jego realność.
Bohaterkami pierwszego filmu Łarisy Sadiłowej W dniu urodzin (dokładnie - Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin) jest grupka położnic z Kaszyry, prowincjonalnego miasta leżącego nad Oką, które czekają w tzw. roddomie, czyli domu położniczym, przeznaczonym już zresztą do rozbiórki, na poród swoich dzieci. Reżyserka kreśli sylwetki przyszłych matek: kobiety niezamężnej, żony biznesmena, Uzbeczki związanej z Rosjaninem, żony alkoholika, 14-letniej dziewczynki. Przedstawia je na sposób paradokumentalny, na czarno-białej taśmie filmowej, opisuje ich sytuacje życiowe, związki z partnerami, stosunek do mającego się narodzić dziecka, celebruje odwieczny rytuał narodzin i macierzyńskiej miłości1.
Tytuł drugiego filmu Łarisy Sadiłowej Z miłością, Lilia jest cytatem, ostatnim zdaniem, jakie bohaterka umieszcza na końcu każdego ze swych rymowanych listów pisanych do różnych mężczyzn zawsze z tą samą wiarą i nadzieją, że tym razem romans zakończy się ślubem. Lilia (debiutująca na ekranie aktorka Marina Zubanowa) ma 35 lat, przyjechała do miasta ze wsi, mieszka w blokowym mieszkaniu ze starym i zapitym dziadkiem (Wiktor Uralski), którym opiekuje się z szorstką czułością - podobnie jak bezpańskimi psami - by mieć kogoś bliskiego i być komuś potrzebną, by zmniejszyć swą smutną samotność. Pracuje wraz z wieloma innymi kobietami w fabryce drobiu, w której hoduje się, zabija i oprawia kurczaki - porażająca w swej dokumentalnej dosłowności sekwencja przedstawiająca taśmę produkcyjną służącą do zawieszania żywych ptaków, podrzynania im szyjek, odzierania z piór, wycinania wnętrzności i pakowania mięsa. W scenie świętowania urodzin którejś z pracownic przy długim stole zasiadają wyłącznie kobiety i tylko jeden mężczyzna, zajmuje główne miejsce i wznosi toast ku czci jubilatki. Wszystkie kobiety są właściwie takie same (grają je amatorki): jakby bez wieku, zaniedbane, z nadwagą, źle ubrane, ale pewne siebie, twarde, energiczne, śmiało borykające się z życiowymi problemami, ciężką pracą, pijanymi mężami, licznymi skrobankami - jedna z przyjaciółek Lilii przyznaje się do ośmiu takich zabiegów.
Lilię wyróżniają z grona otaczających ją kobiet piękne rude włosy, naiwny wyraz twarzy i dziewczęcy wdzięk, ale najbardziej to, że jest niezamężna. A Lilia niczego tak nie pragnie, jak wyjść za mąż. Opowiada pokpiwającym koleżankom o wymyślonych randkach, na które rzekomo chodzi, przymierza w sklepach ślubne suknie - W dniu ślubu każda jest Julią - kupuje na straganie kosztowne kolczyki z perlą i jeszcze droższą książkę o japońskich obyczajach erotycznych, by mieć mężczyzn u stóp - jak wmawia jej sprytna sprzedawczyni. Chodzi także do hotelu, który prowadzi jej znajoma, aby poznawać mężczyzn będących na delegacji w nadziei, że może któryś zainteresuje się nią na dłużej. Znajomość jednak zawsze kończy się po kilku razem spędzonych nocach, goście wyjeżdżają, a Lilia pisze potem do nich rymowane listy z nieodłącznym zakończeniem - z miłością, Lilia. Mężczyźni nie odpisują, za to przyjeżdża żona jednego z nich, gruba i agresywna, która ciska na przerażoną Lilię plikiem listów, wyzywa ją brzydkimi słowy i zabrania pisać do swego męża.
Mąż, biało-błękitna suknia ślubna, welon przesłaniający twarz i radosne przyjęcie weselne to jednak nie wszystko, o czym Lilia marzy. Przede wszystkim chciałaby się zakochać. Dlatego z takim gniewem reaguje na życzliwe rady przyjaciółki-mężatki, że powinna urodzić dziecko, nie oglądając się na męża, z którego nie ma najmniejszego pożytku: Spójrz na mojego - mówi kobieta z goryczą, powinna też dodać: i na moje małżeństwo. Lilia jednak spragniona jest miłości, pragnie kochać i być kochaną, gdyż tylko w miłości widzi najważniejszą wartość, jaka mogłaby nadać sens jej życiu.
Rację ma Iwona Kurz, gdy twierdzi, że marzenie o miłości nie jest dla Lilii ucieczką od szarej codzienności. Lilia akceptuje świat, w którym żyje, potrafi radzić sobie ze wszystkimi przejawami niełatwej rze-
Joanna Sitkowska, Dziewczynki, dziewczyny, kobiety. Creteil po raz dwudziesty pierwszy. „Kino" 1999, nr 6, s. 60-61.