312 Zyci* sckiualne dtlUcb
UeAstwo pomiędzy braćmi, jak na przykład pomiędzy Namwana Guya’u i Yobukwa’u (II- XL), mogłem naprawdę rozgniewać I zniechęcić do ciebie informatorów.
To nauczyło mnie nigdy nie wspominać o podobieństwie ludzi w Ich obecności. Natomiast mogłem spokojnie omówić tą sprawę w toku ogólnej rozmowy. Przekonałem się, że każdy Tro-brinndc/yk będzie uparde — na przekór wszystkim faktom — zaprzecza! istnieniu podobieństwa pomiędzy krewnymi w linii matki. Gdyby mu się to chciało udowodnić wskazując na zupełnie oczywiste wypadki, będzie tak samo zły 1 obrażony jak ktoś z nas, komu przedstawi cię najoczywistsza prawdę, sprzeczna z ulubionymi poglądami politycznymi, religijnymi lub moralnymi — albo tei co gorsza — prawdę, która stajo na drodze jego osobistych interesów.
O tego rodzaju podobieństwie mówi Trobriandczyk tylko wtedy, gdy pragnie Kogoś obrazić. Powiedzieć: mlgim lumuta, „twoja twarz twojej siostry’* — Jert doprawdy silnym wyrażeniem i stanowi najdrastyczniejsze podkreślenie podobieństwa rodzinnego, jest toż bardzo silną sriewagą, podobnie jak „miej stosu-* nek ze swą własną siostrą”. Lecz wedlo tamtejszych zapatrywań żadnemu normalnemu, przyzwoitemu mężczyźnie nie przyjdzie do głowy w chłodnych, spokojnych rozważaniach taka krzywdząca myśl, by brat mógł w czymkolwiek przypominać siostrę (rozdz. W, IV)-
Jeszcze bardziej godną uwagi jest odwrotna strona tego spo-łeczncgo dogmatu: stałe podkreślanie z ich strony podobieństwa dziecka do ojca. Zawsze się wynajduje 1 głośno aię o nim mówi. Jeśli nawet cień takiego podobieństwa rzeczywiście istnieje, przywiązuje się doń dużą uwagę, uważając za coś pięknego, dobrego i słusznego. Często wskazywano mi na duże podobieństwo istniejące pomiędzy To’uluwa, wodzem w Omarafltanie, a jego synami; stary wódz był szczególnie dumny z mniej łub bardziej wyimaginowanego podobieństwa najmłodszego jego syna Dlpapy (11. XLI). O pięciu synach, faworytach wodza żony Kadarawaalli szczególnie często się słyszało, że każdy z nich jest podobny do ojca jak dwie krople wody. Gdy wspomniałem, że jeżeli są tak podobni do ojcu. to mogliby też być podobni do siebie, odrzucali taką herezją s oburzeniem. Istnieją równie! pewne określone zwyczaje, które podkreślają to stanowisko krajowców co do podobieństwa po mieczu. Tak na przykład po śmierci mężczyzny krewni jego i znajomi będą od czasu do czasu odwiedzać jago dzieci, aby ujrzeć „jego twarz w twarzach dzieci". Przynoszą wówczas dzieciom drobne podarunki, siadają przód nimi i wpatrując sią w nie zawodzą. Mówi sią, te w ten sposób, patrząc na oeoby, które im przypominają zmarłego, odzyskują spokój ducha.
W jaki apooćb są krajowcy w stanie pogodzić tą zasadą z systemem matrylincalnym? Ody ich o to spytamy, powiedzą: „Tak, krewni po kądzieli są z tego samego dała, lecz nie mają podobnych twarzy". Jeśli zaś postawimy pytanie, jak to sią dzieje, te ludzie są podobni do ojca, choć on jest obcym i nie bierze tadnogo udriałn w uformowaniu ich dała, usłyszymy stereotypowo odpowiedź. „To kształtuje twarz dziecka; albowiem on zawsze leży z nią, zawsze siedzą razem". Wyrażenie kall — krzepnąć, kształtować, stale pojawiało się w odpowiedziach dawanych mi przez tubylców. Powiedzenie to nie tylko dawało wyraz osobistemu stanowisku mych informatorów, lecz była w nim zawarta równio! opinia społeczna, określająca wpływ ojca na kształtowanie sią dala dziecka. Jeden z mych informatorów pokazując dłonie usiłował ml to dokładniej wytłumaczyć: „Połóż tutaj tro-chą Jakiej miękkiej masy (sesa), a będzie ona kształtowała sią według ręki. W ten sam sposób mąż pozoettjo przy żonio i dziecko się kształtuje". Od innego znowu słyszałem: „Zawsze dajemy dziecku jedzenie z rąk. dajemy owoce i przysmaki, dajemy betel. To czyni dziecko takim, jakim jest".
Poruszałem również z mymi informatorami temat mieszańców, dziad białych kupców żonatych z tubylczymi kobietami. Wskazywałem na to, że niektóre z nich bardziej przypominają wyglądem hiajowców niż Europejczyków. Krajowcy w żywe oczy mi zaprzeczali, s uporem utrzymując, że dzieci to posiadają twarze białych ludzi 1 podając to za jeszcze jeden dowód prawdzl-wości swych słów. Nie było jednym słowem sposobu, aby podważyć te niewzruszalne zasady lub choćby złagodzić to tak be*-