esej tego niż innego autora, a wówczas współpracownicy w drodze wyjątku powinni się zgodzić na to, że staną się wiernymi wykonawcami woli jednego i że na jakiś czas porzucą bardziej spontaniczną ekspresję zbiorową. Zycie dzieła ujawnia się także w tej oscylacji pomiędzy znakiem a wyrazem, który nie pozwala dziełu skrystalizować się w ramach sformalizowanego kodeksu estetycznego. Ta oscylacja podtrzymuje uwagę i rozbudza wzruszenie dzięki przeciwstawianym sobie kontrastom, i pozwala w ten sposób jednostce ujawnić się pełniej niż w jakiejkolwiek innej ekskluzywnej formie.
Na przykład w czasie uroczystego obchodu narodowego i patriotycznego motywy historyczne (a mniej czy bardziej również geograficzne i społeczne) mają dużą rolę do odegrania; będą czymś więcej niż tytułem; będą się rozwijać w czasie i przed naszymi oczami. Jeśli zechcemy przedstawić je tylko w formie zrozumiałej, to znaczy po prostu dramatycznej, odbierzemy im ich wartość wieczystą lub przynajmniej owa wartość nie będzie przedstawiona i pozostanie zamknięta w akcji historycznej; w takim przypadku będziemy ją musieli w ciszy i we własnym wnętrzu wysnuć z tego, co zostało przedstawione, czy z tego, co będziemy przedstawiać, jeżeli sami jesteśmy wykonawcami. Wyrażenie tej wieczystej wartości okoliczności przypadkowych i historycznych nie przybierze formy artystycznej; nie zostanie objawione jako wspólne dobro, ale pozostanie zależne od większej lub mniejszej wrażliwości i szlachetności poszczególnej jednostki: człowiecza treść akcji historycznej — wewnętrzna treść zjawiska, jak mówi Schopenhauer — nie zostanie ani wyrażona, ani przedstawiona 1(. Właśnie tutaj okaże się cała doniosłość społeczna owej oscylacji, o której wspominaliśmy wyżej. Boskie wzruszenie nie powinno być przywilejem tych nielicznych, którzy umieją i mogą je wyciągnąć z jego przypadkowej otoczki; powinniśmy je ofiarowywać w ogólnie dostępnej formie. Wieczysty dramat ukryty w obyczajach, wydarzeniach i pod historycznym kostiumem powinien ukazać się oczom słuchających widzów. Może to osiągnąć tylko sztuka ż y w a w swojej doskonałej czystości i najwznioślej*» szej idealizacji. Patriotyczny obchód będzie zatem rozważnie oscylował od historycznie sprecyzowanej wskazówki dramatycz
nej do jej wiecznie ludzkiej, ponadhistorycznej zawartości. Pierwszy akt Suńęta czerwcowego, wielkiego patriotycznego spektaklu, skomponowanego i wystawionego w 1914 roku w Genewie przez Jaques-Dalcroze’a na pamiątkę przystąpienia Genewy do Konfederacji Szwajcarskiej, był wspaniałym i niewątpliwie bezprecedensowym przykładem takiego zjawiska estetycznego11. Zrealizował on równoczesność obydwóch zasad. Widz miał jednocześnie przed oczyma ożywione motywy historyczne, których rozwój tworzył pełną majestatu akcję dramatyczną, oraz ich człowiecze w y-rażenie uwolnione od całej historycznej aparatury, coś na kształt sakralnego komentarza i przeobrażonej realizacji wydarzeń. Widowisko to stało się wielkim objawieniem, bohaterskim osiągnięciem autora i jego współpracowników!
Wspomnieliśmy już, że dzieło sztuki żywej jest jedynym, które w pełni istnieje bez widzów (czy słuchaczy); bez publiczności, ile że domyślnie zawiera ją w sobie. Dziełu temu jako przeżywanemu w określonym trwaniu czasowym, ludzie przeżywający je — wykonawcy i twórcy — zapewniają integralne istnienie poprzez samą swoją działalność. Kiedy dobrowolnie przybywamy, aby przekonać się o tym, oglądając dzieło nie dodajemy mu już nic i powinniśmy mieć tę świadomość; nikt już nie żąda od nas tego specyficznego wkładu, tej osobistej aktywności tak cennej dla artysty, której wymaga dla każdego dzieła sztuki. Ale z drugiej strony sztuka żywa nie dopuszcza również tego śmiertelnego bezwładu, charakterystycznego dla publiczności naszych teatrów. Cóż więc mamy robić, by jednak uczestniczyć w życiu tego dzieła? Jaką zająć wobec niego postawę? Przede wszystkim nie powinniśmy się czuć ustawieni. Sztuki żywej się nie przedstawia. O tym już wiemy, ale teraz mamy to przeżyć. W jaki sposób? Czy odwróciwszy się od niej jak od czegoś absolutnie niedostępnego? Tego nie potrafimy, gdyż gdziekolwiek ta sztuka istnieje, my istniejemy wraz z nią i w niej samej. Wyrzekając się tego zdezawuowalibyśmy samych siebie, jak to, niestety, zdarza się wielokrotnie w naszej społecznej działalności. Nie pozwólmy przynajmniej, aby ten cudowny rozkwit dokonywał się wyłącznie przed naszymi oczami! Zdobądźmy się na odwagę i zażądajmy od twórców dzieła,