10 Wstęp
Jestem jednak głęboko przekonana, że system rodzinny dociera do terapeuty z prośbą o pomoc dopiero wtedy, kiedy wyczerpały się wszystkie inne możliwości. Istnieje w mojej opinii zasadnicza różnica pomiędzy terapią a rozmową, stanowiącą interakcję społeczną. Interakcja społeczna, np. rozmowa z przyjacielem, może przynieść korzystne efekty w postaci zmiany np. mojej postawy wobec męża; w przypadku terapii ten korzystny efekt jest celem. Z kolei, różnica pomiędzy terapią i manipulacją polega na tym, że terapia pomaga ludziom zmieniać się zgodnie z ich własnymi potrzebami i celami życiowymi. Skoro zmiana w toku terapii ma przynieść rodzinie korzystne skutki, terapeuta powinien wielokrotnie rozważać wraz z rodziną konsekwencje tych zmian, sprawdzając, czy rodzina je akceptuje.
W tym właśnie kierunku dokonały się zmiany w sposobie lub raczej stylu mojej pracy i zespołu, do którego mam przyjemność należeć w Klinice Psychiatrii Dzieci i Młodzieży Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Rozważania konsekwencji zmiany zastąpiły „potężne” interwencje systemowe i rytuały rodzinne. Często rozważania te przybierają formę dyskusji pomiędzy członkami zespołu, której treść przekazywana jest rodzinie. Jest to nasza własna forma pracy mieszcząca się gdzieś pomiędzy „chórem greckim” Instytutu Ackermana a zespołem reflektującym Toma Andersena.
Na zakończenie, chciałabym jeszcze przez chwilę zatrzymać się na problemie odpowiedzialności. Usłyszałam ostatnio, że nowy paradygmat terapii rodzinnej zwalnia terapeutę od odpowiedzialności za to, co dziać się będzie z rodziną. To system rodziny „wybiera”, czy chce podjąć ryzyko zmiany i czy jest ono dla niego korzystne. Zgadzam się z tym w pełni, szacunek dla mądrości systemu rodzinego jest wpisany w moje rozumienie rodziny.
Niemniej jednak od momentu pierwszego spotkania z rodziną, w którym występujemy jako terapeuci, jesteśmy na równi z nią odpowiedzialni za konsekwencje terapii. To do nas jako terapeutów zgłasza się rodzina oczekując pomocy i nie możemy lub raczej nie powinniśmy odcinać się od przypisanej nam społecznie roli. Być może na moim rozumieniu pojęcia odpowiedzialności ciąży to, że jestem lekarzem, perspektywa terapeuty rodzinnego psychologa lub socjologa może być zupełnie inna. Myślę jednak, że nigdy nie może być mowy w żadnej terapii o braku odpowiedzialności terapeuty — dylemat może dotyczyć natomiast stopnia i rozmiaru tej odpowiedzialności lub raczej współodpowiedzialności.
Chcę przypomnieć, że Terapia rodzin jest podręcznikiem. Ma więc służyć pomocą początkującym terapeutom, studentom medycyny, psychologii, psychiatrom i psychologom. Wyznacza to zasób informacji przekazywanych czytelnikowi. Moją ambicją było, aby zebrać w jednym, w miarę prostym podręczniku podstawową wiedzę dotyczącą teorii i praktyki terapii rodzin, rozproszoną dotychczas w różnych cząstkowych publikacjach.
Terapeuta rodzinny bardzo rzadko pracuje sam. W terapię rodzinną wpisana jest praca w zespole, choćby dwuosobowym. Książka ta nie powstałaby, gdyby nie istniał zespół, z którym od lat pracuję, do którego należą Panie mgr psychologii Anna Siewierska, Magda Mał-kiewicz-Borkowska i Ewa Ruszkowska.
Chciałabym też wymienić moich nauczycieli terapii rodzin: Dawida Watersa z Uniwersytetu Wirginii, dzięki któremu nauczyłam się strukturalnej terapii rodzin, a ponadto mogłam po raz pierwszy pracować nad własnym genogramem; Donalda Blocha z Instytutu Ackermana, który zaprosił mnie do odbycia stażu w Instytucie Ackermana w Nowym Jorku, gdzie mogłam pracować z wieloma wybitnymi terapeutami. Dzięki niemu mogłam uczyć się terapii strategicznej i systemowej i obejrzeć pierwszą w moim życiu taśmę terapii rodzinnej nagraną przez zespół mediolański Mary Selvini-Palazzoli i współpracowników. Chciałam też podziękować tą książką Pani Prof. Halinie Wardaszko-Łyskow-skiej, która mnie, psychiatrze, pozwoliła eksperymentować z nowo nabytą wiedzą w Klinice Psychiatrii Akademii Medycznej w Warszawie bardzo wiele łat temu, kiedy to terapia rodzinna dopiero stawiała w Polsce pierwsze kroki.
Przede wszystkim jednak napisałam tę książkę dzięki wszystkim rodzinom, które zawierzyły mi i chciały zwrócić się do mnie o pomoc. Im więc szczególnie dziękuję. O mojej własnej rodzinie nie piszę w tym miejscu, ponieważ to właśnie Jej dedykuję Terapię rodzin.
Irena Namysłowska