31985 Obraz2 (7)

31985 Obraz2 (7)



100


LOSY PASIERBÓW

nia na większą ilość robotników nie było. A tłumy bezrobotnych mnożyły się i stawały coraz bardziej rozpaczliwe i nieposłuszne. Pchały się codziennie na gwałt do szefów, nie bacząc na groźby i kije marynarzy. Gdy Brown, lub Perez chciał wywołać z półkola faworyta, to na miejsce jednego wypadało z tłumu dziesięciu ludzi, którzy przesadziwszy plac strzałą, korzyli się przed urzędnikami jak przed bóstwem i błagali o przyjęcie.

Tłum był w przygniatającej większości słowiański. W masie obywateli polskich Dubowik dużo spotykał ziomków, pochodzących z północno-wschodnich województw. Lecz nie kwapił się do nawiązywania z nimi bliższej znajomości. Spostrzegł, że co drugi jest już uprzedzony do niego i patrzy nań zezem. Parę razy na własne oczy widział jak któryś z przyjaciół Ananki wypalając przed wejściem do fabryki ostatniego papierosa, szuka go wzrokiem w tłumie, potem podchodzi do stojących u niego z tyłu ziomków i nawiązuje z nimi rozmowę, gestykulując coś pod jego adresem.

Któregoś dnia w południe obserwując strumień wypływających z fabryki robotników, spostrzegł Makrycę. Dubowik wysunął się żywo z półkola i wyszedł dobrodziejowi na spotkanie.

—    Dzień dobry panu! — rzekł zastępując mu drogę.

—    Dzień dobry — mruknął trochę nieswoim głosem i dla zatarcia zmieszania chrząknął parokrotnie. Na twarz mu wystąpiły rumieńce, oczy miały wyraz lęku i poczucia winy.

—    Jak się pan ma?

—    Doskonale. A wy?

—    A ot — jak pan widzi.

—    A żona z dziećmi? — spytał i wstrzymał oddech, obserwując Zygmunta.

LOSY PASIERBÓW    101

—    Hodują się. Dziwią się, że pan do nas więcej nie przychodzi.

—    Kiedy naprawdę, wciąż jakoś nie wypadało.

—    A jak tam panie sprawa pracy dla mnie?

Twarz Makrycy szybko się rozjaśniła, strojąc

w obłudę i pychę.

—    Bardzo dobrze. Mówiłem Już z szefami. Zgadzają się przyjąć, ale ja widzicie, chcę aby was na efektywę przyjęli, a nie na czang. Dlatego zwlekam, czekając na miejsce. Dziś, lub jutro wyrzucę jednego Turka, więc sprawa się ułoży.

—    A nie możnaby tak bez wyrzucenia?

—    To jest drań jeden. My już dawno zbieramy się go pozbyć.

—    Jakżeż panu będę wdzięczny!...

—    Bądźcie spokojni. Dzień wcześniej, dzień później — to już wszystko jedno. Może wam pieniędzy trzeba?

—    Dziękuję za troskę; na razie mamy coś niecoś.

Makryca tłumacząc się że mu śpieszno na obiad pożegnał uprzejmie „faworyta”, obiecując przyjść w niedzielę.

Lecz nie przyszedł ani w niedzielę, ani w dni następne. Przysłał tylko któregoś dnia pudełko bombonów dla dzieci.

Czas płynął, a w sytuacji Dubowników nie było zwrotu na lepsze. Jakoś zawodziły wszystkie ich rachuby. A życie kosztowało. Trzymali się jak najoszczędniej, lecz żyjąc w mieście za najdrobniejszą rzecz do garnka trzeba było płacić i grosz szybko topniał. Wydali co pozostało od sprzedaży pierzyny, sprzedali jeszcze poduszkę puchową i pożyczyli już 10 pezów u Stasi.

Dubowik zaczynał się niecierpliwić. Widoków na rychłe uzyskanie pracy nie było, pieniędzy


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Obraz1 (2) 318 LOSY PASIERBÓW mieściły na niej koła. Po bokach biegły rowy zabagnione. Roślinność z
Obraz6 328 LOSY PASIERBÓW nia ciebie gdzieś w inne miejsce? Łotra kawałek! Dubeltówkę wzięli pod sł
Obraz5 (2) 226 LOSY PASIERBÓW —    Mówi, że jemu za ciężko, nie może. —
53466 Obraz9 (3) 254 LOSY PASIERBÓW Jezusowi Chrystusowi, dziś do nas zesłanemu? Zrazu po cichuśku
Obraz5 (7) 146 LOSY PASIERBÓW mają z tymi łączności. Tu im nie Rosja. Tu był przypadek. Przypadek c
64265 Obraz8 (3) 292 LOSY PASIERBÓW —    Więc to pan?! Patrzajcie... Jabym nie pozna

więcej podobnych podstron