nouUbf Kt żółtą gwiazdę, podczas gdy ona| <j , swej nowej rodzinie, czułaby się taka sama ludzi - i oczywiście mai też by ją tak widzieli^ | myślałaby, nie wiedziała o różnicy, Zauważyłem,^, na mą podziałało. Najpierw zamilkła i z wolna, * miękko, że niemal tylko to wyczułem, rozchylili wn jakby chciała coś powiedzieć. Ale jednak nie po* I działa, zdarzyła się natomiast inna, znacznie dat mejsza rzecz: rozpłakała się. Ukryła twarz w zgięta łokcia opartego na stole, a jej ramiona drgały spazmatycznie. Okropnie się zdziwiłem, bo przecież dr
0 to mi chodziło, no i sam ten widok mnie krępowil Pochyliłem się nad mą i dotykając jej włosów, ramion
1 ręki, prosiłem, mech me płacze. Ale ona z gorycz* i wuąź załamującym się głosem wykrzyczała coś w tyra rodzaju, Ze skoro me chodzi o nasze cechy, to wszystko jest tyJko dziełem przypadku, i skoro ona mogłaby był inna, niż zmuszona jest być, to „wszystko nic nu sen-1 IH*. i źe tej myśli, jak sądzi, „me można znieść". Za* kłopotałem ssę, bo to była przecież moja wina, ale mc jMffcin przewidzieć, że ta sprawi może być dla niej aż tnie watea. Już niemal miałem na końcu języka, żeby si(
^Bgnmpmowała, przecież dla mnie io wszystko nic me MMtzy, ja me gardzę jej rasą, ale od razu wyczułem, że byłbym śmieszny, więc milczałem. Ale było mi przyklej że me mogę tego powiedzieć, bo w tej chwili Jak czułem, całkiem mera leżnie od mojej możliwe, źe w mnej sytuacji
moje zdanie byłoby inne. Nie wiem. Wiedziałem natomiast, źe nie da się tego sprawdzić. Jednak w jakiś sposób było to dla mnie krępujące. I nie wiem dokładnie, z jakiego powodu, ale teraz przydarzyło mi się po raz pierwszy, że poczułem coś takiego, co, jak sądzę, przypominało trochę wstyd.
Ale dopiero na klatce schodowej dowiedziałem się, że tym uczuciem uraziłem widocznie Annęmarię, ponieważ zachowała się dziwnie. Mówiłem do niej, a ona nie odpowiadała. Próbowałem wziąć ją za ramię, ale wyrwała się i zostawiła mnie na schodach.
Następnego popołudnia daremnie na nią czekałem. Tak więc i ja nie mogłem iść do sióstr, bo dotąd zawsze chodziliśmy tam razem i z pewnością wzięłyby mnie na spytki. Zresztą coraz lepiej rozumiałem to, co powiedziała w niedzielę.
Wieczorem już przyszła do Fleischmannów. Ale z początku prawie się do mnie nie odzywała i twarz złagodniała jej nieco dopiero wtedy, kiedy na jej uwagę, że ma nadzieję, miło spędziliśmy z siostrami popołudnie, odparłem: nie byłem u nich. Chciała wiedzieć dlaczego, na co powiedziałem, zresztą zgodnie z prawdą że nie chciałem bez niej; widziałem, źe spodobała Hę jej moja odpowiedź. Po jakimś czasie okazała się nawet skłonna obejrzeć ze mną rybki - i wróciliśmy Mamtąd już zupełnie pogodzeni. Później, wieczorem, zrobiła tylko jedną uwagę na temat tej sprawy: - To była nasza pierwsza kłótnia - powiedziała.