— To już przesada, pewnie stary stbie golnął.
Ale to nie byt już Koncert Radimaciaowa ani Fmtazja Schumanna, której się Kazio spodziewał jadąc, był to bowiem odwieczny „kot bojowy** starego Alrl ausa.
Zrazu stis poznał tego hałaśliwego utworu. Drobne nuty podwójne śmigały pod palcami pianisty jak wytryski fontanny, strumienie wody albo płomień ognia... Właśnie, płomienie ognia, poznał i uśmiechnął się.
— Dawno tego me słyszałem.
Kryształowe nuty lśniły pod pakami Ałtkausa. jak języki ognia.
— Kiedy ja to słyszałem i gdzie?
Kazio zatrzymał się 1 stał nieruchomo, cc raz bardziej zdziwiony.
— Kiedy ja to słyszałem? — powtarzał bezmyślnie, bo pamięć jego nie pracowała, cały był obrócony w duch.
A pasaże rosły i wznosiły się ku górze i poprzez kryształowy sznur wiolinu zaczął przebijać się prosty, ale nieskończenie smutny temat końca.
„Świetna przeróbka—pc myślał Kazio—czy to czasem nie sam ojciec zrobił”.
W każdym razie grałtoz takim oddaniem, z takim zapa-tniętajłiem, że Kaziowi coraz przykrzej było mu przerywać.
■— Czar ognia—szepnął do siebie—cóż to za moda na Wagnera ? To na pewno niedobry wpływ nieoczekiwanego towarzystwa.
Płomienie uspokajały' się, wreszcie kryształowe dźwięki jak nuty pozytywki układały się naokoło zasadniczego tematu. Kaskada dźwięków wyczerpywała się, ale jak zwykłe u Wagnera koniec nie następował, ostateczne uspokojenie nie nadchodziło.
Kazio zrobił jeszcze krok. X nagłe drgnął. Nie zauważył, że przy samych drzwiach do pokoju ojca na niskim stoł-$ ku siedział stary Wasyl. Nie zdjął czarnego kaszkietu, spod którego sterczały siwe kosmyki, tylko podniósł na Kazia olbrzymie, wyblakłe i ubiegłe krwią oczy, nad którymi nastroszyły się gęste, zupełnie siwe brwi Stary nie przywitał Kazia, tytko wskazał m drzwi cezami.
— Pięknie gra nasz pan — szeptem powiedział. Kamo się zruederpltwił.
— Jaki pan? Profesor 1
Wasyl wzruszył ramionami.
— Ko i co? 1 ty zaglądałeś do butelki?
Machnął ręką i dość gwałtownie otworzył drzwi do pokoju ojca.
Althzus przerwał grę, ale nie podniósł się od fortepianu. Odwrócił się do syna.
— To ty?—spytał. — Znowu przyjechałeś?
Babka jeszcze—matka starego Ałthausa—tak ich
przyuczyła, że zawsze rozmawiali ze sobą po polska. W tym otoczeniu brzmiało to dosyć osobliwie, zwłaszcza że stary Ałtkaus mówił dawnym, czystym językiem bez żadnego akcentu. Pilnował zresztą, żeby Kazimierz też nie zapominał tych zgłosek.
— Nic bardzo się cieszysz z mego przyjazdu — powiedział Kazio, zdawkowo całując ojca.
— Bo się zawsze kryje jakaś niespodzianka za takim przyjazdem—powiedział profesor.
— Dzisiaj nic się nic kryje. Albo prawie nic. Graj spokojnie, tata. Skąd ty wydarłeś ten Fcucrzauber. Zupełnie nieodpowiednia dla nas muzyka.
— Ale piękna...
— Zgubne skutki obcowania 2 generałem i jego dworem. Przecież jego Heinz psa nazwał Woranem...
— Chcesz Chopina?
— Może Brahmsa.
c