winnych... I wtedy trzeba się będzie wyrzec — inaczej! — Wyrzec się nie jednej Nicości — znanej — dla
drugiej — niewiadomej--lecz Raju dla Nieba! —
Podeptać żywe, drgające kwiecie, rozpędzić tłum czarowny, złamać pojący czar, przeciwstawić lubieżnej skrętości węża — skrzydła archanielskie; purpurowym drgawkom pokusy — płomienny Zapał; — ponętom zwodniczym rzeczywistości — świat swej wyobraźni tak wyiskrzony, tak świetnie jasny, tak przepysznie bogaty, tak bosko kształtny, by w jego łunach sczerniała łuska smocza; — przeciwstawić rzeczywistości — Prawdę; rozkoszy — miłość; przepaści — Otchłań; szatanowi — Boga —
Jakże przepotężnym będzie musiało być twe poczucie Istotności, by kipiącą płomiennie czarę strzaskać z pogodną wzgardą, by przez wybuch kwietnej urody — dawny, stary Wyrzeczeń szkielet odnaleźć, rozpoznać; — jakiego Miłosierdzia trzeba ci wtedy zostać wybrańcem, by, w tej najwyższej wagi godzinie śmiercią nie zamrzeć najnędzniejszą, — by wtedy wybrać prawdziwie! I nie móc wybrać inaczej!
I pierzchnął Szept — jak wiatr, co, roztrąciwszy liście, znika w ich szumie, a nie złowisz, o jakiej chwili, i czy to on jeszcze lub tylko liście szemrzą.
— O Wietrze — drżały długo w noc rozkołysane liście — czymże jest to, żeś mi to powiedział? — Czy nie owym, nad wybrańcami, cudem Miłosierdzia?...
Tam, gdzie ci błyska panterzy wzrok pokusy, — l.im czyha na ciebie i panterzy skok niebezpieczeństwa. — O, ta pokusa! jak ona się czai! przybiera naj-i ńewinniejsze lub najwznioślejsze pozory — ubiera się w niezbędność, w prostotę, w piękność moralną... — Ale ten cały bukiet nie zdoła stłumić wężowego błysku puginału, który w nich skryty. — W koronach kwiatów, jak chytrze oczy zamyka, jak tłumi szyderczy puls czekająca, zdradna, cierpliwa, — o, jak złowieszczo cierpliwa pokusa! Lata całe trwać może cierpliwość — takiej pokusy! A stamtąd czeka grom! tam dom obrała sobie twoja myśl złożądna, twoja nieuchwytna, drzemiąca zbrodniczość, kosy wzrok węża twojej duszy. W domu twego zbawienia czai się zagłada twoja...
Przychodzi u Chcących moment rozwoju, gdy żadna pokusa znana już — niezdolna jest podejść znienacka; lecz wszedłszy na ich terytoria (jak szam-belan w ,,Axelu”), tym samym faktem oznajmia nam swe przybycie, jakby jej stopy naciskały na system podziemny sygnałów elektrycznych.
Niekiedy bawi się w arogancję i wysyła nam parlamentarzy lub dziewosłębów, — lub lokaja z biletem wizytowym, jak można dama-intrygantka, gardząca podejściem znanej jej czujności naszej, lecz ufna w czar złotej kolasy, zatrzymanej u jaskini
257