jąc ją jednocześnie od też niezbyt pewnych, jak miało się rychło okazać, wschodnich rynków włókienniczych.
Współczesnych jednak obchodziła przede wszystkim sprawa kosz* tów tak ambitnego projektu przebudowy struktury gospodarczej. System protekcjonistyczny oznaczał dalszy wzrost i tak już dotkliwego fiskalizmu, skarb ściągał wygospodarowaną w rolnictwie nadwyżkę do budżetu, by część jej pompować w budowę dróg lądowych i wodnych, w kredyty i zapomogi dla rękodzielników i fabrykantów, a potem — w coraz większym stopniu — w rządowe inwestycje górnicze. Szla-checko-liberalna opozycja, sejmowa i pozasejmowa, zaciekle atakowała Lubeckiego za arbitralność jego niekonstytucyjnych działań, ale także zarzucając mu, że z nędzy chce wyciskać kapitały dla swoich przemysłowych projektów. „Nędza” była tu wprawdzie figurą cokolwiek retoryczną: obu bowiem stronom w sporze szło nie o nędzę prawdziwą, lecz o zagrożone dochody i egzystencję obdłużonej wielkiej własnośd. Lubecki nie przeczył, że industrializacja wymaga wielkich ofiar, ale — I dodawał —nie ma innego sposobu wydobycia narodu z jego krytyczne- I go położenia, z beznadziejnego zastoju. „Nikt nie oblicza, że z tej I nędzy, właśnie z tej nędzy, wyłoni się powszechny dobrobyt;nikt I nie chce widzieć, że charakter narodowy w niej się oczyszcza, że tędy droga do znalezienia środków, najbardziej zastosowanych do położę- I nia narodu i jego uzdolnienia, że za pomocą przemysłu dojdzie do pomyślności, niezależnej a trwałej, której nic nie zniweczy [...] Jak chirurg nie może zważać na jęki operowanego pacjenta, by nie narazić życia chorego zbyteczną czułostkowością, i ja też niezachwianym krokiem muszę postępować po drodze, jaką mi wytknął mój obowiązek, świadom tego, że nie ma na świecie trudności, których by nie przełamało to przeświadczenie”95.
Wszystko, co nas —ludzi dwudziestego wieku — otacza, wszystko prawie, w czym zostaliśmy wychowani, skłania nas do przytaknięcia tej ideologii. Nie dziw więc, że co najmniej od początków naszego stulecia, od czasów monografii Smolki i Radziszewskiego , Lubecki —-jeśli nie jako polityk-kolaborant, to w każdym razie Jako wizjonet i działacz gospodarczy — cieszy się zasłużenie, dobrą opinią w polskie! historiografii i publicystyce historycznej. Wiemy, że technika i przemysł są podstawą cywilizacji współczesnej. Wiemy, że wielkie
** Lubecki do Grabowskiego 14 V 1824, ibidem, «. 203-204. 46 H. Radziszewski, Bank Polski, Warszawa 1910.
inwestycje stymulują całą gospodarkę narodową1. Wiemy, że start przemysłowy zawsze i wszędzie wymagał poświęceń, ograniczenia spożycia na rzecz akumulacji. Wiemy, że w kraju zacofanym wyjście ze stagnacji nie jest możliwe bez aktywnie wspierającej roli państwa.
Z tych aksjomatów, które marksiści podzielają na równi z „pozytywistami”, choć na nich nie poprzestają — zrodził się taki system ocen, w.edle którego każdy nowy wielki piec, każda zainstalowana maszyna (zwłaszcza jeśli przez rodzimych specjalistów zaprojektowana i wyprodukowana) były oznakami postępu. I to już bez potrzeby sprawdzania, ile też i kogo ten piec, ta maszyna kosztowały, a ile i czego gospodarce narodowej przysporzyły. W tym systemie ocen każdy przyrost sił wytwórczych i każda ich modernizacja są postępem per se.
Z perspektywy dziejowej liczy się młyn, nie mąka. A skoro tak, to zastrzeżenia krytyków Lubeckiego, żądających bardziej dokładnej kalkulacji społecznych kosztów i wyników programu rządowego, zdawać się muszą małoduszne.
To pewna, że wiele z nich było małostkowych rzeczywiście, że aż nazbyt często kryło się za nimi tradycyjne dojutrkostwo obywateli ziemskich, dla których każda inwestycja —nawet własna, cóż dopiero narodowa! —Jeśli miała płacić procent dopiero po kilku latach, była liczona po stronie strat. Zawsze przecież najlepszą inwestycją była gorzelnia, która w rok zwracała wyłożony koszt. Przeciw polityce Lubeckiego koalizowały się różne interesy i motywacje, w tym i polityczne. A jednak w chórze tym warto odróżnić głosy ekonomistów, których pogląd niekoniecznie był ciaśniejszy od poglądu ministra.
Z góry nigdy nie wiadomo na pewno, czy lepsza jest zuchwała wyobraźnia optymistów, dla których nie ma na świecie trudności nie do przełamania, czy ostrzegawcza wyobraźnia sceptyków.
Jeśli Skarbkowi i Krysińskiemu potrzebny był świeży przykład gwałcenia naturalnej kolei rozwoju, to go teraz mieli. Królestwo powtarzało oto zachodni błąd industrializacji przedwczesnej, co gorsza i ostentacyjnej, do jakiej jego gospodarka, jeszcze na poły feudalna, nie dojrzała. „Nadnaturalny pochop” — powiadali — dawany przez administrację jednemu rodzajowi przemysłu z uszczerbkiem drugiego (tj. z uszczerbkiem rolnictwa), wysusza zasoby narodowe utrudniając zmianę struktury rolnej i poprawę położenia wsi. Żadnej w tym 'me ma korzyści dla narodu, „aby się koniecznie wszystkimi rodzajami 1 przemysłu zajmował, jeżeli dla braku ludności i kapitałów dostate- 121