»4 Problemy poetyki Dottojeietkieti
(żeby na rozprawie sądowej wyznać całą prawdę), wypowiada najdroższe mu myśli w rażąco obcej tonacji.
Pomijamy tu dialog Iwana z diabłem, bo analizą zasad dwuosobowego dialogu zajmiemy się później. Rozpatrzymy teraz epizod, kiedy Iwan w najwyższym podnieceniu opowiada Aloszy o tym dialogu. Struktura relacji jest analogiczna z przeanalizowaną już strukturą Soboictóra: ta sama zasada łączenia głosów, tylko że w powieści wszystko jest pogłębione i bardziej skomplikowane.
W opowieści Iwana jego własne myśli i decyzje wyrażone są jednocześnie poprzez dwa głosy, w dwu odmiennych tonacjach. Opuszczamy tu repliki Aloszy, ponieważ jego realny głos na razie nic jest potrzebny w naszym schemacie. Interesuje nas w danym wypadku wewnątrzatomowy kontrapunkt głosów, złączenie ich w obrębie jednej rozszczepionej świadomości (czyli mi-krodinlog).
Drażnił mnie! I wiesz, tak zręcznie, tak zręcznie: ♦ Sumienie! Co sumienie? Ja sam je urabiam. Czemu się dręczę? Z przyzwyczajenia. Z ogólnoludzkiego przyzwyczajenia. Od siedmiu tysięcy łat. A więc odzwyczajmy się i bądźmy bogami.* To on mówił, to on mówił!...
- Tak, ałc on jest zły. Śmiał się ze mnie. Był zuchwały, Alosza - rzekł Iwan drżąc na wspomnienie doznanej obrazy. - Oczerniał mnie, oczerniał pod wieloma względami. Kłamał mi w oczy. «0, idziesz dokonać cnotliwego czynu, oświadczysz, żeś zabił brata, że lokaj zabił ojca z twojej namowy...*
- To on mówił, on, a on wic. *Idzicsz dokonać cnotliwego czynu, a sam w cnotę nic wierzysz - oto co cię złości i dręczy, oto czemu jesteś taki mściwy.* Tak mi mówił o mnie, a on przecie wie, co mówi...
- Tak, on umie męczyć, jest okrutny - ciągnął Iwan, nic słuchając go. - Zawsze przeczuwałem, po co przychodzi. «Choćbyś, powiada, poszedł sam z pychy, ale
Slou o it dziele Dostojewskiego ^-
JM
bądź co bądź była nadzieja, że Smierdiakowa uknrają katorgą. Mitię uniewinnią, a ciebie potępią tylko //totalnie (słuchaj, on. mówiąc to, śmiał się) - a inni to nawet i pochwałą. Ale oto umarł Smierdiakow, powiesił się - no i kio ci teraz w sądzie uwierzy? A jednak idziesz, pójdziesz tak czy owak. postanowiłeś sobie, że pójdziesz. Po cóż wobec tego idziesz?* To straszne. Alosza, nie mogę znieść takich pytań! Kto śmie zadawać mi takie pytania?" M
Wszystkie uniki, jakich chwyta się myśl Iwana, całe jego oglądanie się na cudze słowo, na cudzą świadomość, wszelkie jego próby, by ominąć cudze słowo, zastąpić je we własnej duszy samoakceptacją, wszystkie zastrzeżenia jego sumienia, wprowadzające zamęt i arytmię do jego mowy. myśli i uczuć - wszystko to skupia się i zagęszcza w gładkich replikach diabla. Słowa Iwana różnią się od słów diabła nie treścią, lc./ tonem, akcentem. Ale ta zmiana akcentu zmienia kardynalnie ich sens. Diabeł jakby przesuwa do zdania głównego to, co Iwan umieszczał w podrzędnym, wymawianym półgłosem i bez akccntacji, natomiast treść zdania głównego przerzuca do podrzędnego, odejmując mu akcent. Zastrzeżenie Iwana do głównego motywu jego decyzji w ustach diabła nabiera wagi właśnie głównego motywu, ten zaś spada do roli zastrzeżenia. Wskutek tego złączenie ich głosów odbywa się w wielkim napięciu i ma charakter ostro wydarzeniowy, choć nic zasadza się na jakimś trcściowo-fabularnym przeciwstawieniu.
Oczywiście, proces całkowitej diałogizacji samowic-dzy Iwana, jak to zawsze u Dostojewskiego, odbywa się stopniowo, drogą okólną. Słowo cudze przenika do świadomości bohatera na raty, chyłkiem: raz w postaci pau/y. całkiem niestosownej w mowie homofonicznś: peunej, innym razem - w postaci cudzego akcentu, któ-
** Fiodor Dostojewski. Brecitr Karantezow. t. II. Warszawa •959. u. 572-37J. Przełożył Aleksander Wat.