66 £ ROZDZIALI
nie zawiera brutalnego zerwania, a także, co szczególnie ważne, z których żaden nie upraszcza, przez decydujące odwoła nie się do bezdyskusyjnej transcendencji, pracy ko lektywu nad swoim składem1. Przebiegłość wiekowego mitu o Jaskini - dziś już pozbawionego jadu - opierała się na przekonywaniu, iż schemat po prawej stronie był identyczny jak ten po lewej - że nie istnieje żadna inna wersja społeczeństwa, tylko społeczne piekło (społeczne więzienie z rysunku po lewej), a o społeczeństwie da się powiedzieć cokolwiek tylko o tyle, o ile utraciło się wszelki kontakt z rzeczywistością zewnętrzną. Pułapka zastawiona przez policję epistemologiczną polegała na tym, że każdemu, kto ważył się kwestionować radykalną zewnętrzność Nauki*, odmawiano prawa do mówienia o jakiejkolwiek rzeczywistości zewnętrznej. Ci, którzy zwątpili w Naukę, musieli się odtąd zadowalać polewką uwarzoną na społecznych konwencjach i symbolizmie. Nigdy nie byli w stanie sami się wydobyć z jaskiniowego więzienia. Tymczasem - rozumiemy to teraz - prawda jest dokładnie odwrotna: odwołując się do rzeczywistości zewnętrznej, rozmyślnie mylono dwa elementy, które w chwili obecnej zostały jasno rozdzielone - z jednej strony wielość nowych bytów, dla których należy wreszcie znaleźć miejsce we wspólnym życiu, i z drugiej przerwanie dyskusji przez przywołanie środków zewnętrznych. środki te są skuteczne tylko w tej mierze, w jakiej pozwalają pominąć samą pracę polityki - dzięki pozapolitycznemu dodatkowi zwanemu Nauką*. Nauka* samozwańczo zgromadziła wszystkie byty pod auspicjami ujednoliconego zgromadzenia nazywanego naturą. W schemacie po lewej stronie nie da się odwoływać do rzeczywistości świata zewnętrznego bez opuszczenia świata społecznego lub zamilknięcia; w ramach schematu po prawej można mówić o światach zewnętrznych, ale wielość, którą w ten sposób się wprowadza na scenę, nie rozwiązuje ostatecznie żadnego z istotnych dla kolektywu pytań. W miejsce społecznego więzienia, odziedziczonego przez socjologię z dobrodziejstwem inwentarza i bez zbędnych pytań, pojawia się nowy sens
irgo. co społeczne, bliższy swym etymologicznym źródłom - zrzeszenia l nagromadzenia41. Po lewej stronie rysunku 1.1 Nauka służyła jako część rn/wiązania politycznego problemu - tego samego, którego rozwiązanie wina uniemożliwiała, nieustannie grożąc dyskwalifikacją ludzkich zgromadzeń. W schemacie po prawej stronie same nauki stanowią część problemu.
Skoro dodajemy zapośredniczenie nauk ścisłych, wykazujemy pracę, f«k.) wykonują mędrcy i podkreślamy wagę historii nauki, wydaje się na pierwszy rzut oka, że musimy oddalić się od natury, by zbliżyć się do ludzi. To wielka pokusa, można by popuścić cugle; to prawdziwa autostrada. cały pejzaż zdrowego rozsądku przykrojony został w ten sposób, by milo nam się jechało, zupełnie jak na sankach. Można też jednak - dzięki aigumentowi z kolektywu - skierować się ku innej pozycji, gorzej oznakowanej, wyboistej i bardziej kosztownej. W tę stronę jednak kieruje nas pi/yszłościowy rozsądek ekologii politycznej. Ujawniając pośrednictwo nauki, możemy odejść od natury, ale nie w stronę tego, co ludzkie, ale - na rozstajach skręcając w prawo - w stronę wielości natur przedstawianych przez nauki, ku czemuś, co nazwać by można pluriwersum*, aby zaznaczyć różnicę pomiędzy pojęciem rzeczywistości zewnętrznej a całkowicie polityczną pracą unifikacji. Innymi słowy, ekologia polityczna w koalicji z socjologią nauk wyznacza nowy kierunek na mapie: zamiast kursować od natury do ludzkości, od realizmu do konstruktywizmu, obecnie można zmierzać od wielości, która nie zawiera w sobie żadnego kolekty w u, pluriwersum, w stronę kolektywu, który wielość tę w sobie zawrze w imię związku między polityką a naturą. Niesamowity potencjał historii i socjologii nauki może być wykorzystany tylko przez ekologię polityczną, ponieważ tylko ona potrafi odróżnić to, co z wielości się wyłania, od tego, co wtłacza ją w ramy jednej całości. Odtąd niewiele już dla niej waży, czy owo nagromadzenie, zgromadzenie czy /jednoczenie dokonuje się za pomocą politycznego narzędzia - natury, i zy politycznego narzędzia - polityki.
" Gdyby socjologia potrafiła zachować po Tarde’em (1999) czy Durkheimic koncep-v IV społeczeństwa jako stowarzyszenia, nie zostałaby ona nigdy zapomniana, a socjologowie potrafiliby bez mrugnięcia okiem przekraczać ową sztuczną granicę między naturą a społeczeństwem. Gdyby tak było, miałbym zapewne więcej odwagi, proponując ilclinieję socjologii jako nauki o zrzeszeniach (Latour 1984).
Nie należy pospiesznie mówić, że sferze społecznej szybko zabraknie transcendencji, tak jak gołębiowi uwięzionemu w pompie próżniowej szybko zabraknie tlenu. Już niebawem, w rozdziale 5, odkryje się przed nami transcendencja właściwa demosowi. Tymczasem wystarczy sobie przypomnieć, iż immanencja kolektywu to po prostu kolejny awatar mitu Jaskini.