56 V ROZDZIALI
gia polityczna, z całą przebiegłością swej bogatej praktyki, wynalazła sposób polegający na mnożeniu takich przedmiotów, które wywołują kryzys tradycyjnego porządku konstytucyjnego.
i*.
Od tego, co robi w praktyce - a w każdym razie proponujemy tu taką interpretację - ekologia polityczna w teorii swej się odżegnuje. Być może stawia pod znakiem zapytania pojęcie natury, ale nigdy nie kwestionuje jej jedności1. Powód tej niespójności objawi nam się jaśniej za chwilę, jednak by w pełni docenić jego owoce, potrzeba będzie pewnie całej książki. Jeżeli bierzemy na serio epistemologię (polityczną), to znaczy - darzymy różnym zainteresowaniem praktykę naukową i praktyki polityczne, natura po prostu nie objawia się nam jako władza, zdolna połączyć zgromadzenie równe lub wyższe od politycznego - a przynajmniej jeszcze nie teraz. Ale jak w takim razie się objawia? Jak potrafi uzasadnić to, że pojawia się w liczbie pojedynczej? Dlaczego nie przedstawia się jako różnorodność? Jak wyjaśnić to, że wciąż zwleka z wejściem w alians z polityką, tak jak papież z cesarzem, skoro jasno widać, że chodzi tu o dwa ośrodki władzy, które da się skrytykować z ramienia jednego ruchu? Otóż dzięki fantastycznemu wynalazkowi, który ekologia polityczna zdążyła obalić w praktyce, ale którego nie może rozwikłać teoretycznie bez dodatkowej ciężkiej i bolesnej pracy. Chodzi o rozróżnienie pomiędzy faktami a wartościami, którym postaramy się zająć w rozdziale 3. Chętnie przyznamy, że w naturze działa pewna moc unifikująca, ale dotyczy ona wyłącznie faktów. W polityce również istnieje taka moc, każdy się z tym oczywiście zgodzi, pozwalająca gromadzić, hierarchizować i porządkować, ale ta z kolei dotyczy wartości i tylko ich. Te dwa porządki
są nie tylko różne, ale po prostu niewspółmierne. Czyżby to samo utrzy mywali w średniowieczu zwolennicy papieża i cesarza? Owszem, tylko że dziś postrzegamy je jako możliwe do zestawienia, współmierne, aczkolwiek wrogie sobie nawzajem. Wynika to stąd, że oba naraz udało nam się zlaicyzować. Stąd właśnie nasza hipoteza: nie udało nam się jak dotąd zlaicyzować połączonych ze sobą władz natury i polityki. Wciąż jawią nam się jako dwie całości [ensembles] bez żadnego związku, z których w dodatku pierwsza odżegnuje się od miana władzy. Wciąż jeszcze żyjemy pod przemożnym wpływem mitu Jaskini32. Pokładamy nadzieję na ocalenie w podwójnym zgromadzeniu, którego jedna część tylko określa się jako polityczna, podczas gdy druga ogranicza skromnie swe aspiracje do definiowania faktów. Bez wątpienia jednak nadzieja na ocalenie zagraża naszemu życiu publicznemu, dokładnie tak, jak niebo zagrażało „naszym przodkom Galom*’. Taką oto pułapkę zastawia na nas epistemologia (polityczna). Nie pozwoliło to aż do teraz różnym ruchom ekologicznym wypracować adekwatnej filozofii politycznej.
Nie mamy tu nadziei, że czytelnik przyzna nam od razu rację w najważniejszej sprawie - najtrudniejszej być może z całego wywodu. Potrzeba będzie całego rozdziału 2 na wykazanie, że koncepcja wspólnego kolektywu ludzi i nie-ludzi może być spójna. W rozdziale 3 będziemy się rozprawiać z przeciwstawieniem wartości i faktów, natomiast w czwartym wyodrębnimy kolektyw poprzez procedury organizujące zgromadzenia naukowe i zgromadzenia polityczne. Jednak już teraz czytelnik bez wątpienia zgodzi się, że ekologia polityczna nie może już być sprawiedliwie przedstawiana jako nurt, dzięki któremu troska o naturę przeniknęła do świadomości politycznej. Byłby to błąd perspektywy o nieobliczalnych konsekwencjach, jako że odwracałby bieg historii i stawiałby naturę
czyli koncepcję wypracowaną po to, by odebrać władzę polityce - w samym centrum ruchu, którego celem jest ją rozłożyć na czynniki pierwsze. Dużo bardziej twórcze wydaje się rozważanie nagłego pojawienia się ekologii politycznej W kategoriach kresu dominacji tej piekielnej i od-
M Wyrażenia „laicyzacja" nie używamy wcale przez przypadek. Jeśli naturalizacja ••dograła tak ważną rolę w walce z religią, to dlatego, iż zawsze wykorzystywała przed mioty przyrody, podległe prawom przyczynowości, przedmioty nagie, wygolone, niery *ykowne - w charakterze tarana do wyważania drzwi władzy i obskurantyzmu. Natm.i jednak całkowicie przesiąkła dawnym pojęciem religii, którą sama miała zwalcz.u.
Gdyby do pozbycia się pojęcia natury wystarczyło je skrytykować, ekologia polityczna uczyniłaby filozofowanie jedną ze swoich naczelnych ambicji Niestety, rzeczywistość wygląda inaczej. Artykuł pod bombastycznym tytułem La naturę est morte, vrve la naturę! [Natura umarła, niech żyje natura!] miał na celu jedynie wskazanie, iż po me-chanistycznej wizji przyrody pojawia się oto wizja nowa, „bardziej organiczna’. „Nowa koncepcja natury jest bardziej organiczna i obejmuje sobą człowieka jako •pełnoprawnego członka wspólnoty biotycznej* - zgodnie ze słowami Aldo Leopolda” (Hastings Center Report 1992: 23). Od Johna Bairda Callicotta można byłoby oczekiwać pewnych wątpliwości co do politycznej użyteczności pojęcia~natury. Tymczasem nic z tego, mimochodem, nawet tego nie zaznaczając, uciął on pracę unifikacji Przeszliśmy tym samym od domniemanego dualizmu z przeszłości do wszechogarniającej jedności, nie zauważywszy, że natura w jednym i w drugim przypadku odgrywa tę samą rolę!