narody miały wrażenie, że są zapóźnione i chcąc nadrobić to zapóżnie-nie, w pierwszym odruchu obierały ją za przewodniczkę”1 2 3. Świetne ujęcie, z jedną poprawką: historycy umysłowości zbyt beztrosko przypisują „narodom” cechy kultury elitarnej. Jeśli to nawet tylko faęon de parler, to przecież bardzo mylący. Nie „narody” czytały Woltera i Diderota i „miały wrażenie, że są zapóźnione”. Nie narody, lecz szczupłe, acz posiadające znaczną pozycję i wpływ elity, podobne sobie od Petersburga po Lizbonę i — jak kiedyś łaciną — tak teraz bez trudu porozumiewające się wytworną literacką francuszczyzną.
Te elity nie dadzą się jednoznacznie określić przez pozycję społeczną ich członków. Do „oświeconych” mógł się liczyć król i filozof, chudy literat i spasiony na beneficjach biskup, dyplomata i poszukiwacz przygód, bankier i kurtyzana. Mogło ich różnić wykształcenie, odmienne mogły być ich dążenia, zapatrywania, zasoby, wszystko. Łączył ich i określał styl, i ten styl był znowu paryski, a będąc paryskim, był europejski. Był to, przede wszystkim, polerowany styl .życia towarzyskiego — kunszt rozmowy, dowcipu, intrygi, miłości i obiadu — styl salonu, w którym wywraca się porządek świata.
Styl był atrakcyjny, wyrafinowany, młodych zwłaszcza wabił i pociągał. Bezbłędne jego opanowanie podwyższało człowieka w oczach własnych i „świata”, dawało patent na Europejczyka. „Arystokracja, .wielka burżuazja różnych narodów robiły, co mogły, aby przyciągnąć do siebie tych, którzy potrafili wybudować ten szczęśliwy gmach. Zaczynano od przysposobienia domu i przystrojenia ludzi, od dzieła kucharzy, piwnicznych, perukarzy, krawców; przejmując fryzurę i ubiór Francuzów, przejmowano ich styl. Krawcowe z ulicy Saint-Honore, które wysyłały do wielkich mi4st zagranicznych lalki ubrane wedle ostatniej mody paryskiej, wywierały tym śamym przypadającą na nie cząstkę wpływu społecznego; podobnie modystki, podobnie metrzy tańca”5.
Związek racjonalistycznej filozofii i polityki z salonem i z modą nie był ani konieczny, ani nierozerwalny, ale jednak zrosły się z sobą na tyle silnie, by wytworzyć popularny stereotyp zblazowanego szydercy gardzącego ojczystym obyczajem, językiem, wiarą ojców. We wszystkich bodaj krajach Europy mecenasami osiemnastowiecznego postępu,
choć bynajmniej nie zawsze prawdziwymi jego rzecznikami, stali się kulturalnie scudzoziemczeni ąfrancesados. Oświecenie chciało być Pgólnoludzkie; zamiast tego przylgnęło doń piętno obcości. 1 oto ci wszyscy, którzy mieli ambicję i zdolności po temu, aby stać się duchowymi przewodnikami swoich narodów — Hiszpanów, Włochów, Niemców, Polaków, narodów politycznie słabych albo rozczłonkowanych, ekonomicznie zapóźnionych, ugrzęzlych w feudalizmie, kulturalnie drugorzędnych — ci wszyscy znaleźli się w obliczu niełatwego dylematu. Mogli wziąć gotowy już rynsztunek intelektualny, współczesny europejski kanon filozofii zmysłów i rozumu, kanon myśli konstytucyjnej (wolności, równości, prawa natury i prawa człowieka), kanon estetyczny klasycyzmu — i w tej zbroi walczyć o rozproszenie „grubych przesądów wieku”, o zniesienie poddaństwa i tyranii, o reformę fządu, o nowoczesne, rozwijające się społeczeństwo, ale wszystko to za cenę pozostania na długo kulturalnym satelitą Paryża, a także — co gorsza — za *cenę sprowokowania buntu zachowawczej szlachty, bynajmniej nieskorej do przyjęcia obcej ewangelii postępu. Albo —przeciwnie -—mogli formować kulturalną osobowość własnego narodu i jego polityczny sposób istnienia czerpiąc z zasobów własnej, skrzepłej tradycji, w oporze względem umysłowej supremacji Zachodu, ale wtedy za cenę zahamowania przemian społecznych.
^Oczywiście: alternatywa tak spolaryzowana istniała raczej w abstrakcji niż w praktyce. Drogi skrajne nie prowadziły donikąd. Obrać konsekwentnie pierwszą z nieb mogły tylko jednostki, które przez wychowanie stały się na tyle już obywatelami świata, iż utraciły czucie spraw domowych, związek z glebą macierzystej kultury i polityki: u nas znakomity Jan Potocki mógłby służyć za przykład. Obrać konsekwentnie drugą mogli tylko zakamieniali wstecznicy. Prawdziwi odnowiciele kultur narodowych mogli iść tylko środkiem, jeżeli czerpane z Zachodu idee uniwersalne wszczepiać chcieli umysłom na innej pożywce wy-karmionym, a przy tym ośmielać siebie i rodaków do samodzielnej twórczości. Strategia znarodowienia postępu, tak znamienna dla późnego Oświecenia, będzie ustawicznym wypróbowywaniem — w myśli i w praktyce społecznej — syntezy tego co nowe z tym co własne lub dawniej przyswojone, ideałów powszechnego rozumu z dotykalną rzeczywistością partykularnego dziedzictwa.
Wiązanie ze sobą heterogenicznych porządków wartości obyć się nie może bez napięć i niekonsekwencji. Była jednak w tych nie-
25
P. Hazard; Myli europejska w XVIII tuieku od Monteskiusza do Lessinga, przcl. H . Suwała, Warszawa 1972,
S. 387.
Ibidem, *: 388.