492 PROBLEMY SPOŁECZNE
■ Religijność poszukująca. Zorientowana jest na poszukiwanie ostatecznej prawdy. Jednostki o tym typie religijności traktują całą ludzkość jako „braci i siostry”, niezależnie od wyznania, pochodzenia, etnicznego czy ekonomicznego statusu. Osoby o tym typie religijności są pozbawione uprzedzeń.
Religijność zewnętrzna jest postawą traktującą religię jako środek do osiągnięcia innych celów. Religijność wewnętrzna oznacza zinternalizdjj wanie nauk Kościoła. Religijność poszukująca wyraża się w poszukiwaniu ostatecznej prawdy.
Po dokonaniu analizy źródeł i determinantów uprzedzeń, a następnie łatwości, z jaką powstają i nasilają się w pędzie błędnego koła, odpowiedź na pytanie o to, jak zmniejszyć uprzedzenia, musi zabrzmieć jak nieosiągalne wyzwanie. Raz jeszcze mariaż nauki z praktyką okazuje się trudny do zrealizowania. Psychologowie społeczni dostarczyli wielu teoretycznych wyjaśnień i wskazali szczegółowe mechanizmy uprzedzeń i dyskryminacji, ale w praktyce nie udaje się okiełznać nienawiści między grupami. Nie znaczy to, że nie należy zrobić wszystkiego, co można, by zmniejszyć silę tych zjawisk, a takie kontrolować formy ich ekspresji.
Istnieją dwa podstawowe sposoby zmniejszania uprzedzeń i dyskryminacji: nasilenie kontaktów oraz wzbudzenie konieczności współpracy.
Wiełu badaczy sugeruje, źe spostrzegana wzajemnie odmienność grup nieodłączni prowadzi do izolacji. Logiczne wydaje się więc, źe zaaranżowanie wzmożonych R°n' taktów między ich przedstawicielami może zmniejszyć uprzedzenia (Aron50 i in.,1978; Cook, 1978; Pettigrew, 1997). Częstszy kontakt pozwala bowiem stwierdzić, źe ci obcy w istocie wcale nie są aż tak różni, jak poprzednio przypuściliśmy, źe - innymi słowy - członkowie odmiennej grupy nie są wszyscy jednak0 (czytaj - jednakowo źli i gorsi od nas). W konsekwencji stereotyp się zawęża w phan i in., 1996). Dostrzeżenie podobieństwa, choćby częściowego, prowadzi do & dukowania niepewności i otwiera członków każdej grupy na dalsze kontakty. Te z k pozwalają na dostrzeganie dalszego podobieństwa. Kontakt powinien reduko uprzedzenia. ^
Oczekiwanie takiego właśnie efektu przyświecało rządowi amerykańskiemu* & w 1954 roku aktem prawnym ogłosił desegregację rasową w szkołach i w miej#0 mieszkania. Jakie były tego skutki, obserwowałam osobiście po wyemigrowaniu do nów; blisko pół wieku po wejściu tego aktu w życie. Wrażenia te opisuję w for faktów i komentarzy.
Dlaczego desegregacja zawiodła w amerykańskich szkołach?
Kącik fałdów »komentarzy
Po przyjeździe do Stanów początkowo wynajmowaliśmy dom w pobliżu kampusu uniwersyteckiego, w dzielnicy zróżnicowanej etnicznie. Gdy czekałam na najmłodszą córeczkę (wówczas siedmioletnią) pod bramą szkolną, widok kolorowej mozaiki dzieci wybiegających z budynku stanowi! przyjemne pr/n/y* widia osoby pochodzącej z homogenicznego pod względem koloru skóry społeczeństwa polskiego. Nasyciwszy się po paru dniach tą atrakcyjną nowością, zauważyłam, że ta kolorowa mozaika „porusza się" w wyraźnie odizolowanych od siebie grupach. Białe dzieci ubrane bardziej elegancko wychodziły ze szkoły w grupce kilkorga innych białych dobrze ubranych kolegów. Udawały się na tył szkoły, gdzie na parkingu oczekiwali ich rodzice w nowych toyotach lub buic* kach. Białe, lecz okrąglutkie, piegowate i rudowłose dzieci wychodziły także razem, wsiadały następnie po kilkoro do rozklekotanego forda. Czarnoskóre dziewczynki i chłopcy biegli żwawo do czekających na nich pomarańczowych szkolnych autobusików, do których - w osobnej grupce - dochodziły (nieliczne zresztą) dzieci „indiańskie" (amerykańscy tubylcy). Uczniowie o skośnych oczach wędrowali spokojnie do swoich rowerów (łub rodzicielskich aut) także w grupach. Mimo że nie byłam w stanie /identyfikować ich narodowego pochodzenia, to łatwo było się zorientować, że grupowy marsz skośnooluch dziec i „odbywał się' według kryterium narodowości; Chińczycy, Wietnamczycy, dzieci japońskie szły w swoich grupach oddzielnie jedna od drugiej. Słowem, obserwując ten kolorowy szkolny obrazek, nie miałam wrażenia, jakoby desegregąi j.i w szkołach się powiodła.
W tym samym czasie nasza średnia córeczka, wówczas dwunastoletnia, chodziła do tak zwanej junior High School (klasa siódma i ósma) Wprawdzie jest ona niebieskooka i jasnowłosa (a więc spełnia ważne amerykańskie kryterium społecznej akceptacji), lecz... miała w tym czasie akcent i nie była jeszcze swobodna w komunikowaniu się. Słowem, była „inna" od „prawdziwych* amerykańskich blondynek. Biali Amerykanie początkowo odrzucili ją, nie zapraszając (ki spożywania lunchu przy ich stolikach. Przygarnęły ją za to do stołu nastolatki meksykańskie. Stało się to wbrew różnicy w wyglądzie fizycznym, ponieważ ważniejsze tu było poczucie „my", wyrastają* r z przynależności do kategorii „gorszych* poprzez fakt posiadania akcentu i bycie emigrantem. Biali uczniowie potraktowali jednak widocznie jej akeepta* ję dzielenia siołu / latynoskimi dziećmi jako wyraz zdtMiy, ponieważ nazwali ją wkrótce przydomkiem „Whiltie" („Bielaska"). W Istocie wyrazili w ten sposób twoją de/onentai ję w sprawie niezwykle istotnej kwestii „Kim jesteś? Do jakiej grupy można cię Ze-klasyfikować? jesteś białą niebieskooką blondynką, więc co robi tu ten ak/ <*nt? No i czemu zadajesz się z Meksykanami?!'.
Naturalnie, to nie tylko moje obserwac je. Również oficjalna prasa w Stanach coraz odważniej komentuje fakt, że w szkołach akt desegregacji nie w pełni „zagrał*. Przyczyną tego stanu r/eczy jest to, łv status /różno 'rwanych